|
|
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat
|
Wiadomość |
Autor |
|
|
Wedding Time
Witam. Chcę wam przedstawić prolog do fika mojego autorstwa pt. "Wedding Time". Tylko nie bijcie i nie krzyczcie, bo to dopiero mój drugi fik. Piszcie w komentarzach, co o tym sądzicie i czy mam pisać dalej.
---
WEDDING TIME
PROLOG
6 lipca 2013 roku, sobota
Godz. 11:00
W małym pomieszczeniu, do którego światło wpadało tylko przez małe okienko umieszczone na północnej ścianie siedział House. Był bardzo elegancki, ubrany w czarny smoking. Na szyi miał zawieszoną stylową muszkę, a z kieszeni na piersi wyglądała mu biała róża. Wstał z taboretu i podszedł do lustra. Przypatrywał się sobie bardzo dokładnie. Przemierzał wzrokiem całą swoją postać, od stóp aż do głowy. Zauważył małe zagięcie przy nogawce i natychmiast je poprawił. Musiał przecież wyglądać idealnie. Spojrzał na swoją twarz i po chwili ciszy powiedział do lustra:
- Och, to wszystko tak bardzo się pokomplikowało. Co ty najlepszego wyrabiasz, House? Żenisz się? Wcale cię nie poznaję. Ta kobieta zamieniła cię w kogoś, kim nigdy nie chciałeś się stać. Ale wcale nie narzekasz. Jest ci nawet przyjemnie, gdy komuś na tobie zależy. W końcu przyciągnąłeś czyjąś uwagę nie tylko dlatego, że jesteś dobrym lekarzem. Ona zamieniła cię w dobrego człowieka, a ty nawet się nie sprzeciwiłeś tej metamorfozie. Pozwoliłeś jej działać na całym froncie. Czy dobrze zrobiłeś? Muszę ci powiedzieć, że tak. Bo jeszcze nigdy nie czułeś się lepiej, w całym swoim życiu. Zawsze doskwierała ci samotność i ten okropny ból. Przy niej bólu nie czujesz. Ona jest twoim lekiem na całe zło. Jest lepsza niż Vicodin. Nowe życie, którego tak się bałeś, w końcu zaczęło ci się podobać. - zamilkł na chwilę, odwrócił się od lustra i krzyknął - Cholera, czy ja całkowicie zwariowałem? Mówię do lustra, chyba już za bardzo mnie boli.
14 czerwca 2013 roku, piątek
Godz. 23:30
O szybę odbijały się grube krople deszczu, ciemny pokój od czasu do czasu oświetlał błysk pioruna. Wilson siedział na kanapie z zamkniętą kopertą w ręku. Dobrze wiedział, co znajduje się w kopercie, nie chciał jednak jej otwierać. Odłożył ją na stolik i podszedł do okna. Przypatrywał się pustej, moknącej ulicy. Rzadko kiedy przy jego bloku można zobaczyć taką pustkę. Tak jakby ta część miasta umarła. Ale zapewne było tak na większości ulic, w końcu mało ludzi lubi moknąć podczas burzy. Wrócił na kanapę. Zakrył twarz swoimi delikatnymi dłońmi. Cały czas po jego głowie plątały się najróżniejsze myśli. Żadnej z nich nie zatrzymywał na długo, pozwalał każdej pojawić się na chwilę, a potem one same odlatywały. Otworzył komodę i wyciągnął z niej zdjęcie Amber. W jego oczach pojawiły się pierwsze łzy tego wieczoru. Obiecał sobie, że nie będzie płakać, jednak one dawały mu lekkie ukojenie, które było mu w tej chwili bardzo potrzebne. Dotknął jej twarzy i zamknął oczy.
- Dlaczego musiałaś mnie opuścić? Potrzebuję cię. - mówił sam do siebie Wilson. - Czy ty wiesz, co ja teraz przeżywam?
Sięgnął do barku po butelkę whisky. Co jakiś czas nalewał sobie szklankę i wypijał ją jednym duszkiem. Było mu bardzo ciężko. Postanowił otworzyć kopertę. Wyciągnął z niej białą kartkę z narysowaną różą, nad którą pisało wielkimi złotymi literami „Zaproszenie”. W środku kartka była ozdobiona liliami, które były wydrukowane przy każdym kolejnym rogu.
- Zapraszamy cię, drogi Jamesie Wilsonie... - czytał głośno, co jakiś czas robiąc sobie przerwy na szklankę alkoholu. - …na uroczystość ślubu Gregory'ego House'a i Lisy Cuddy, która odbędzie się dnia 6 lipca 2013 roku w kościele Princeton Alliance o godzinie 12.00. Po uroczystości zapraszamy na zabawę w The Castle Caterers w Delran. Można przyjść z osobą towarzyszącą.
Wilson czytając ostatnie zdanie rozpłakał się mocno i przytulił do poduszki. W ręku wciąż trzymał zdjęcie Amber, które było dla niego bardzo cenne. Nie opuszczał go często, zawsze trzymał je blisko siebie. Cały czas myślał, że ona nad nim czuwa. Miał nadzieję, że nie opuściła go na zawsze. Whisky w butelce już się skończyła, a mężczyzna zasnął.
9 czerwca 2013 roku, niedziela
Godz. 22:45
House siedział przy stoliku, na którym leżało pełno kartek okolicznościowych oraz innych papierów. Był trochę roztargniony, ale szczęśliwy. Uśmiechał się częściej niż kiedyś, był po prostu innym człowiekiem. Chwycił się za głowę i pomyślał:
- Takiego bałaganu nie mam nawet na biurku u siebie w gabinecie.
Nagle próg kuchni przekroczyła rozpromieniona i piękniejsza niż kiedyś Cuddy. Włosy towarzyszyły jej w marszu, odbijając się płynnie z każdym następnym krokiem. Podeszła do House’a i pocałowała go w czoło. Uwiesiła mu się na szyi i powiedziała:
- Rachel nareszcie zasnęła. Wciąż boi się sama spać.
- Na pewno mamusia od razu ukoiła ją do snu. - odparł z uśmiechem na twarzy.
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje, Greg. Wiesz jak długo trzeba się męczyć, żeby zmusić dziecko do zaśnięcia? Nawet nie zdajesz sobie sprawy.
- Dobra, skoro tak stawiasz sprawę, to ja będę ją usypiał cały kolejny miesiąc.
- Okej, zobaczymy kiedy ci się znudzi. Albo inaczej: kiedy będziesz miał już tego dosyć?
Cuddy usiadła na krześle obok House’a i zaczęła przeglądać swój zaczarowany notesik. Przeglądała go bardzo starannie, nie chciała przegapić żadnego nazwiska. Zawsze marzyła o hucznym weselu, jednak za żadne skarby świata nie domyśliłaby się, że przed ślubnym kobiercem stanie razem z Housem.
- Zaprosiliśmy już wszystkich przyjaciół ze szpitala?
- Nie wiem, nie pozwalasz mi przeglądać swojego magicznego notesiku.
- Nigdy nie pozwolę ci go dotknąć, po prostu nie nadajesz się do takich rzeczy. Jesteś lepszy w czymś innym.
- Na przykład w czym?
- Dobrze wiesz, kochaniutki. Na liście są: Wilson, Foreman, Robert i Allison, Hadley i Taub. Nie zapomniałam o nikim?
- Nie zaprosimy aptekarza? - zaśmiał się House.
- A chciałbyś?
- Bez niego w wielu sytuacjach musiałbym sobie poradzić bez moich tabletek. Często ratował mi tyłek.
- Skoro chcesz, możemy go również zaprosić.
- Pewnie, że chcę. To ma być huczne wesele, tak? To niech będzie huczne, chcę żeby wszyscy wiedzieli jak bardzo cię kocham.
Wstał i podniósł Cuddy z krzesła. Przyparł ją do ściany i zaczął namiętnie całować. Powoli odpinał guziki u jej czerwonej bluzki.
- Uważaj, nie możemy obudzić Rachel.
- Nie obudzi się. A nawet gdyby się obudziła, po prostu stwierdziłaby, że tata z mamusią dobrze się bawią.
- Jesteś okropny, Greg. I za to cię kocham.
Zdjął z niej bluzkę, a później delikatnie ją podniósł i skierował się w stronę sypialni.
- Jak się będziesz czuła jako pani House?
- Pomyślę o tym za miesiąc.
- Za miesiąc, za miesiąc… - śmiał się i całował ją po szyi.
Upadł z nią na łóżko i dalej całował. Zakrył się kołdrą i zaczął pieścić swoją przyszłą żonę. Za takie chwile mógł oddać swoje życie. Było mu z nią bardzo dobrze i przyjemnie.
“If you ever need a holding,
Call my name,
I’ll be there.
If you ever need a holding.”
---
Jak już wspomniałem wcześniej, piszcie czy mam kontynuować, czy nie. Pozdrawiam wszystkich forumowiczów.
|
|
Wysłany:
Pon 20:13, 13 Lip 2009 |
|
DracoPOL
Pediatra
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 479
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
Iiiii... *przebiega po niej dreszczyk emocji* Więęęęęcej!!! Więcej, więcej, więcej! Ciekawie się rozpoczyna. Mój pierwszy fick to przy twoim dziecięce opowiadanko.
Krytyka:
Ja bym dawała komuś do sprawdzenia ortografii itp.. Nie twierdzę, że jej nie znasz (broń Boże!), ale zawsze trafią się jakieś literówki. Genialny pomysł z cofającym się czasem. Tylko, że ja chcę zobaczyć ślub! :D Trochę mi tu charakterek postaci ciutkę nie pasuje. Sądzę, że Cuddy nie byłaby w stanie zniszczyć cynizmu i ironicznych uwag Grega - dodaj ich ciutkę, bo bawią i są tym, za co lubimy House'a. Ale to twoje spojrzenie i masz do niego całkowite prawo. Nie wydaje mi się też, aby Wilson cały czas płakał w poduszkę i ją tulił - za to alkohol jak najbardziej prawdopodobny w wykonaniu James'a. I żeby w przygotowaniach do ślubu u boku House'a nie stał Wilson - w to juz naprawde nie wierzę. Chyba, że coś się między nimi naprawdę stało... i o tym opowiesz, a właściwie napiszesz :twisted:
PS: Czemu od +18lat? A przypadkiem nie od 16? Chyba, że później dodasz pikantniejsze scenki.
|
|
Wysłany:
Pon 20:27, 13 Lip 2009 |
|
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41
Posty: 9231
|
Powrót do góry |
|
|
|
Jeszcze się pytasz czy masz kontynuować?Odpowiedz jest prosta tak tak tak i jeszcze raz tak.
Ten fik od razu mnie zaciekawił.House&Cuddy =Ślub.Cudo
Czekam na cd :wink:
|
|
Wysłany:
Pon 20:49, 13 Lip 2009 |
|
martusia14
Lekarz rodzinny
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 314
Miasto: Toruń
|
Powrót do góry |
|
|
|
Witajcie. Dziwię się, że w ogóle zobaczyłem tutaj jakiś pozytywny komentarz, bardzo mnie to cieszy. Chcę tutaj przedstawić najważniejsze chwile w związku House'a i Cuddy, ale jeśli ten rozdział wam nie przypadnie do gustu, to kończę pisanie. Chcę tutaj przedstawić, że House się zmienił dla Cuddy, ale nie dla innych ludzi. Dla innych nadal jest chamski i wkurzający. A nie sądzę, że nawet taki facet jak House rzucałby sprośne dowcipy w stronę kobiety, z którą ma się za miesiąc ożenić, bo to mogłoby ją urazić. Jeśli wam to nie będzie odpowiadać, to będę pisał do tzw. szuflady. ;D. A teraz przeczytajcie pierwszy rozdział.
---
ROZDZIAŁ 1
“Zaproszenia”
11 czerwca 2013 roku, wtorek
Godz. 13:45
Foreman, Robert i Allison siedzieli razem przy stoliku w kafejce. Na dworze było ciepło, promienie słońca wpadały do budynku poprzez wielkie okno znajdujące się przy wejściu. Na dodatek świeciły jeszcze niektóre lampy. Chase dopijał swoją kawę, uśmiechnął się lekko do swojej żony i pocałował ją bardzo zmysłowo.
- Hej, przestańcie. Wiecie, że nie wypada tak robić w towarzystwie? - powiedział żartobliwe Foreman.
- Wiemy, ale gdy House i Cuddy biorą ślub, to nam bierze się na wspomnienia. - odparła Allison.
- Tak, było cudownie. Pięknie wyglądałaś w tej niebiańskiej sukni.
- Powspominacie sobie w domu. Ciekawe, czy będziemy zaproszeni na ślub.
- Nie wiem, ale chyba powinni nas zaprosić. Bardzo dobrze się z nimi znamy.
- Ale Cuddy jest dyrektorem szpitala, będę czuła się trochę nieswojo patrząc na nią w sukni ślubnej.
- I co z tego, że Cuddy jest naszą szefową, House również nie zwracał na to uwagi. Wziął sprawy w swoje ręce. - zaśmiał się Chase.
Zapadła chwilowa cisza. Foreman podniósł rękę i poprosił o rachunek.
- A ty, gdy cię zaprosi… przyjdziesz z Maggie? - zapytał Robert.
- Tak, prawdopodobnie. Bardzo dobrze się z nią czuję, wiecie. Mamy wiele wspólnych zainteresowań, dużo rzeczy nas łączy. Jest mi z nią po prostu dobrze.
- Cieszę się z waszego szczęścia, Eric. - rzekła pani Chase i chwyciła go za rękę.
- Ech… - odchrząknął Chase. - Kto by pomyślał, gdy pracowaliśmy u House’a, że on będzie się żenił. I to w dodatku z Cuddy.
- To było do przewidzenia. Od początku pracy w Princeton zauważyłam, że coś ich do siebie ciągnie.
- A mimo tego próbowałaś go podrywać. Co ci się w nim podobało, kochanie?
- Przestań, to było dawno temu i nie warto o tym wspominać. Byłam głupia, tak mi się wydaje.
- Ona ma rację, Chase. To było dawno i nie trzeba tego rozkopywać. Przynajmniej ja ci tak radzę.
Foreman wstał z krzesła, położył pieniądze na stoliku i ubrał marynarkę. Klepnął Roberta w ramię i wyszedł z kawiarni. Chase i Allison jeszcze przez chwilę zostali. Patrzeli sobie głęboko w oczy, pocałowali się, a po pocałunku Chase zaczął:
- Więc, powiesz mi co ci się podobało w Housie?
- Przy innej okazji, bo teraz mam ochotę cię schrupać.
- W takim razie, wracajmy do domu.
- Z niebywałą przyjemnością.
Blondyn wziął Allison pod ramię i razem wybiegli z kawiarni, jak para zakochanych w sobie nastolatków.
13 czerwca 2013 roku, czwartek
Godz. 20:00
Pokój był oświetlony wyłącznie przez ekran telewizora, w którym Thirteen oglądała komedię romantyczną wraz ze swoją nową partnerką. Była to blondynka, średniego wzrostu o niebieskich oczach. Hadley miała opartą głowę o jej piersi. Obok leżała otwarta paczka chipsów, które podjadały sobie dziewczyny. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Thirteen obejrzała się za siebie, ale nie chciało jej się wstawać z kanapy.
- Pójdziesz otworzyć? - zapytała partnerka Hadley.
- Nie chce mi się. Teraz, gdy w końcu znalazłam dobre miejsce, nie chce mi się ruszać tyłka.
- To może ja pójdę.
- Byłabym wdzięczna, Sara. Ale możemy wcale ich nie otwierać. Może to znowu te dzieciaki, które chcą cukierków?
- Pójdę, kochanie.
- Jak ci tak bardzo zależy. Zrobię pauzę.
Sara wstała, by otworzyć drzwi, a Hadley sięgnęła po pilota i zatrzymała film. Zaświeciła małą lampkę, która stała na stoliku obok i dolała do kieliszków trochę czerwonego wina, ponieważ wydawały się już prawie puste. Dziewczyna otworzyła drzwi, ale nikogo tam nie spotkała. Spojrzała w dół i zobaczyła białą kopertę. Podniosła ją i przekazała Trzynastce.
- Trzymaj, to był chyba kurier, ale nie chciało mu się tak długo czekać i zostawił to pod drzwiami.
- Co to jest?
- Nie wiem. Otwórz, a na pewno się przekonasz.
- Dzięki za radę.
Hadley otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej zaproszenie na ślub House’a i Cuddy.
- O mój Boże, ale piękna kartka.
- Jaka kartka?
- Zaproszenie na ślub mojego szefa.
Przeczytała to, co było na niej napisane i z uśmiechem rzekła do Sary:
- Pisze, że mogę przyjść z osobą towarzyszącą. A to oznacza, że ty również możesz czuć się zaproszona.
- Naprawdę? Będę mogła z tobą pójść?
- Już ja się o to postaram. - zaśmiała się głośno i sięgnęła po kieliszek z winem.
14 czerwca 2013, piątek
Godz. 15:30
Foreman jak co dzień wracał do domu z pracy. Otworzył zardzewiałą skrzynkę na listy i sięgnął z niej parę kopert. Najbardziej jednak interesowała go koperta, na której napisano: Dla Erica Foremana. Wiedział, że to nie jest kolejny rachunek, czy też reklama. To było zaproszenie na ślub House’a i Cuddy. Bardzo się ucieszył na widok tej koperty. Gdy przekroczył próg swojego domu, wszystkie inne korespondencje wyrzucił, a zostawił sobie tylko zaproszenie na ślub. Usiadł się na swoim ulubionym skórzanym fotelu i otworzył list. Przeczytał kartkę i zaczął śmiać się sam do siebie.
- To niemożliwe. Oni naprawdę biorą ślub.
Później, gdy troszkę się opanował sięgnął po swój telefon i wybrał numer swojej dziewczyny, Maggie.
- Halo? - usłyszał delikatny, cieniutki głosik.
- Halo, kochana. To ja, Eric. Mam pytanie.
- Tak?
- Masz może wolny dzień 6 lipca?
- Tego jeszcze nie wiem. Dlaczego pytasz?
- To już ten termin sobie zaklepuję. Zostałem zaproszony na ślub mojego szefa, ten wredny manipulant o którym ci mówiłem. Mam nadzieję, że wybierzesz się tam razem ze mną.
- Oczywiście, skarbie. Pewnie, że tak. Tylko w co ja się ubiorę?
- Znajdziemy coś razem. Mamy jeszcze trochę czasu do tej uroczystości. Czyli pójdziesz? - upewniał się Foreman.
- Oczywiście, że tak.
- Muszę kończyć, wpadnę jeszcze dzisiaj po ciebie, ok?
- Dobrze, kocham cię.
- Ja ciebie też, Maggie.
Odłożył słuchawkę i znowu zaczął się diabelsko śmiać. Położył się na fotelu i zaliczył małą drzemkę.
1 lipca 2013, poniedziałek
Godz. 23:50
House i Cuddy leżeli na swoim łóżku. Było już ciemno, zapalona była tylko mała lampka nocna stojąca po stronie Cuddy. Byli do siebie przytuleni, oboje się uśmiechali.
- Wiesz, że już za pięć dni będzie ten dzień?
- Szybko to minęło, wiem. Ale im szybciej będziemy mieć to z głowy, tym lepiej.
- Dlaczego?
- Bo chcę być już twoim mężem. - powiedział House i zaczął ją całować.
- Wyobrażasz sobie, ilu ludzi będzie na nas patrzyło?
- A wyobrażasz sobie, ilu ludzie się z ciebie śmieje, że wychodzisz za mnie?
- Nie przesadzaj, jesteś uroczy.
- Tak, chyba dla kobiet, które same nie są zbyt piękne. Naprawdę nie wiem, co ty we mnie widzisz. Dla ciebie, aby naprawdę udowodnić swoją miłość, będę stał przed ołtarzem bez laski.
- Nie dasz rady, to będzie trochę trwało.
- Dam radę, a na dodatek nie wezmę w ten dzień Vicodinu.
- Hej, i tak bierzesz już tylko jedną tabletkę dziennie, w dzień ślubu też możesz.
- Nie zrobię tego. To będzie największy dowód mojej miłości do ciebie. Będziesz przekonana, że naprawdę cię kocham.
- Nie mogę się na to zgodzić. Chcę, abyś tego dnia był w jak najlepszej formie. Nie chcę, żeby cię bolało.
- Nie będzie. Wcale nie będę o tym myślał.
- Jesteś tego pewien?
- Tak, oczywiście.
- W takim razie bardzo ci dziękuję.
Pocałowała go namiętnie, obróciła się w drugą stronę i zgasiła lampkę.
- Dobranoc, Greg.
- Żadnego numerku?
- Jak ci się tak bardzo chce to zamów sobie dziwkę. Jestem zmęczona.
- W takim razie… może zadzwonię.
- Leż, bo cie kopnę w piszczel!
- Dobra, dobra. Miłych snów, Lisa.
14 czerwca 2013 roku, piątek
Godz. 11:15
Allison siedziała przy stole w kuchni i płakała trzymając w reku zaproszenie na ślub House’a i Cuddy. Była zadowolona, ale nie rozumiała dlaczego płacze. Sięgnęła po chusteczki i zaczęła wycierać sobie łzy z policzków. Nagle do kuchni wszedł Chase. Zdziwił się, gdy zobaczył, że jego żona płacze. Podszedł do niej, objął ją i zapytał:
- Co się stało?
- Nie wiem, dostaliśmy zaproszenie na ślub House’a.
- I to jest powód do płaczu? Powinnaś się cieszyć.
- Tak, chciałabym. Ale nie mogę, nie wiem czemu płaczę.
- Hej, ja też cię nie rozumiem. Gdzie i kiedy będzie ślub?
- Będzie w Princeton Alliance, później zabawa w The Castle Caterers. 6 lipca.
- Aha. Jak się ubierzesz?
- Nie myślę o tym jeszcze.
- Chcę, żebyś była najseksowniejszą dziewczyną na tym ślubie. Chcę, żebyś była piękniejsza nawet od panny młodej.
- Nie mogłabym tego zrobić Cuddy.
- Ale dla mnie będziesz zawsze najśliczniejsza.
- Zobaczymy, czy za dziesięć lat będziesz tak mówił.
- Sama się przekonasz. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Myślisz, że oni będą szczęśliwi?
- Na pewno. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Chciałabym, żeby House’owi w końcu udało się stworzyć dobry związek.
- Dobrze by było. - odparł Chase i skierował się do lodówki po jakąś przekąskę.
- Mam ochotę na seks. - powiedziała nagle Allison.
- Teraz?
- Tak, chcę abyś kochał mnie do samego rana. - podeszła do niego i zaczęła go rozbierać.
- Hej, ale ranek dopiero się zaczął.
- Nie będziesz w stanie?
- Musimy iść do pracy.
- Powiemy, że jesteśmy chorzy. Nie sprzeciwiaj się.
Allison zdarła z niego koszulę i zaczęła gładzić go po klatce piersiowej. On ściągnął jej zieloną, aksamitną koszulę. Wkroczyli w krainę zapomnienia.
17 czerwca 2013 roku, poniedziałek
Godz. 16:40
Był pochmurny dzień, ale wciąż jeszcze nie padało. House podjechał swoim motocyklem pod mały domek, w którym mieszkała Stacy wraz z mężem. Podszedł powoli do jej drzwi i po chwili zastanowienia postanowił zadzwonić. Otworzył mu Mark.
- Dzień dobry, gagatku. Żona w domu?
- Niestety nie. Czego chcesz, House?
- Mam do niej sprawę, nie chcę cię w to angażować.
- Sprawę do niej? Niedawno byłeś tutaj z Cuddy.
- Wiem, że wydaje ci się to dziwne, w końcu to twoja żona. Ale Bóg kazał się dzielić.
- Nie żartuj. Powiedz lepiej czego chcesz.
- Naprawdę mam ci powiedzieć? Wiesz, że to sprawa życia i śmierci?
- Tak? Więc powiedz mi, nie mogę się doczekać.
- Nie, bo zbyt bardzo się podekscytujesz i nie będzie ci kto miał zmienić pieluchy.
- Czy nie przyszedłeś czasami po guza?
- Gdybym chciał guza, wybrałbym lepsze miejsce. Wiesz, klub bokserski albo dyskoteka. Ale guz nabity przez ciebie nie będzie miał tego koloru, który mnie interesuje.
- Powiedz, co chcesz i już więcej tu nie przychodź.
- W zasadzie mógłbym dowiedzieć się co masz do zaoferowania. Czuję się, jakbym rozmawiał z jakimś sprzedawcą, wiesz.
- Wielkie dzięki, ale kończę rozmowę.
- Trzymaj. Może to pomoże ci rozwiązać zagadkę, która brzmi: Czemu ten idiota House znowu mnie prześladuje? - powiedział dając mu kopertę z zaproszeniem.
- Co to jest?
- Jeśli to nie są pieniądze, bo w końcu za co miałbym ci płacić, to zastanów się… to nie boli. Skoro tydzień temu byłem tu z Cuddy, żeby prosić Stacy o zostanie naszym świadkiem, to jak myślisz… co to może być?
- Świadkiem?
- A co? Stacy nic ci nie powiedziała? Biedny Mark. Niestety, takie jest życie. Mam nadzieję, że poznaje teraz nowego mężczyznę, bo wiesz, że nigdy cię nie lubiłem.
- Wiesz, że chętnie zagoszczę na twoim ślubie.
- Będzie mi niezmiernie miło. Tylko nie zakładaj tego obciachowego brązowego garnituru, wiesz, będzie tam kamerzysta i ten film obejrzy pół szpitala.
- Tak, twój ślub będzie jak dziwka, każdy będzie mógł się z nim zapoznać. Noc poślubną też nakręcisz?
- Jesteś bardzo zabawny. Ale nie martw się, nie jestem taki jak ty.
- Co masz na myśli?
- Czy profil o nazwie Sweety37 na pewnym portalu ci coś mówi?
- Cholera, House!
- Bądź moim przyjacielem, bo inaczej pokażę wszystko Stacy. Chyba, że ona wie, że umieszczasz filmy z waszym…
- Zamknij się już, House! Żegnam.
- Żegnam.
House z szyderczym uśmiechem na twarzy wrócił do swojego ukochanego motocyklu i pojechał do domu.
14 czerwca 2013 roku, piątek
Godz. 19:20
Taub bardzo zdenerwowany wrócił z pracy do domu. Był wkurzony, ponieważ znowu coś mu się nie udało. Znowu naraził się na kpinę swojego szefa, House’a. Wszedł do jadalni, w której dzieci wraz z jego żoną spożywały kolację.
- Witajcie, dzieciaki.
- Cześć, tato! - zawołały prawie jednocześnie.
- Witaj, kochanie. - podszedł do swojej żony Rachel i pocałował ją w policzek na przywitanie.
- Jak było w pracy?
- Normalnie, jakoś dało się wytrzymać. A House był po prostu House’em.
- Skoro jesteśmy przy Housie, dostałeś zaproszenie na jego ślub.
- Na ślub?
- Tak, jakoś w lipcu będzie, nie pamiętam dokładnie kiedy.
- Zaprosił mnie na swój ślub?
- Czemu to cię dziwi? Pracujesz z nim, widocznie nie jest takim potworem za jakiego go uważasz.
- Ale dokładnie dał mi dzisiaj do zrozumienia, że nie zaprasza nikogo z pracy.
- Może jesteś kimś więcej niż tylko jego pracownikiem?
- Nakrzyczał na mnie, nabluzgał mi. Trochę to wszystko dziwne.
- Przecież zawsze mi mówiłeś, że House jest najbardziej skomplikowanym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałeś.
- Tak, ale teraz już wcale nie będę potrafił złożyć tej układanki. Nie potrafię go rozpracować. Ty też jesteś zaproszona?
- Pisze o osobie towarzyszącej, więc jeśli nie masz żadnej kochanki na boku…
- Jestem ci wierny i zawsze będę. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Musze troszkę odpocząć, jestem zmęczony po dzisiejszej zmianie.
Nagle odezwał się jego pager. Taub machnął głową z niezadowoleniem, gdy tylko usłyszał ten okropny dźwięk. Zobaczył, kto go potrzebuje. Przeczytał taką wiadomość:
„Jutro o godzinie 15:00 spotykamy się u mnie w biurze. Wszyscy. House.”
8 czerwca 2013 roku, sobota
Godz. 14:35
House siedział w swoim kąciku, którego Cuddy nienawidziła i pogrywał sobie na gitarze jakąś znaną melodię. Dzień był pochmurny, czasami padało. To były idealne dni na małą gierkę na gitarze.
- House! - usłyszał krzyk z kuchni.
- Co? - odpowiedział z pokoju.
- Chodź, musimy o czymś porozmawiać.
House kiwnął głową z rozczarowaniem i odłożył gitarę. Wziął swoją ulubioną laskę i pokuśtykał do kuchni, w której czekała na niego Cuddy z okropną miną.
- Hej, skarbie. Masz minę jakbyś przed chwilą wyszła z porodówki. Co się stało? Albo inaczej: co się za chwilę stanie?
- Wybrałam swojego świadka.
- To fantastycznie. O ile to nie jest ta Azjatka z twojego klubu dla samotnych pań, to zgodzę się na wszystko. - zaśmiał się House.
- Chcę żeby moją druhną była Stacy.
- Stacy Ryan, ta z którą byłaś w klasie na uniwerku w Michigan? Myślałem, że już nie jesteście w kontakcie, ale… no wiesz, faceci. - powiedział House i sięgnął po kubek z herbatą.
- Źle mnie zrozumiałeś. Miałam na myśli Stacy Warner.
House aż zakrztusił się herbatą, gdy usłyszał te słowa. Za oknem nagle zaczęło mocniej padać.
- Stacy Warner? Upadłaś na głowę, czy mózg już ci się do końca ulotnił?
- Przestań! Nie znam nikogo lepszego, który bardziej nadawałby się na naszego świadka. Ona dobrze zna i mnie i ciebie…
- Wiesz, że widziałem ją nago? Ma taki śmieszny tatuaż na prawym pośladku. - House chciał zdenerwować Cuddy. - Uczucie znów może powrócić, w każdej chwili. Nie czujesz się zagrożona?
- Do ciebie być może powróci, do niej na pewno nie. Kochanie… - podeszła do niego i dotknęła jego twarzy.
- Przestań. - odsunął się House. - Jesteś królową, zawsze chcesz dominować. Ja już nie mam nic do powiedzenia.
- Ale… Greg!
- Daj spokój! Idę się upić. Mam nadzieję, że rozwalę sobie łeb na motocyklu.
- Greg, proszę… zostań w domu, przecież pada.
- Nie roztopię się, z cukru nie jestem. A właśnie, wykorzystaj ten czas, możesz dzisiaj włożyć największy dekolt jaki tylko znajdziesz i wybrać się do pracy. Może mnie docenisz, gdy wszyscy będą napalać się na twoje cycki.
- House, ty też się na nie napalałeś. Przestań zachowywać się jak dziecko!
- Ja zachowuje się jak dziecko? To ty myślisz nierozsądnie! I jak się już kłócimy, to mam jedną małą uwagę. Nie pokazuj się na plaży w bikini, bo cellulit to się wylewa litrami.
- Tak? - śmiała się Cuddy. - W takim razie idź sobie na dziwki, skoro ja ci nie odpowiadam.
- Pojdę, żebyś wiedziała, że pójdę.
- Powinieneś płacić mi za seks, skoro tak się pogrążasz. Mając narzeczoną idziesz do burdelu na dziwki? Zejdź mi z oczu, House!
- Już schodzę, ale nie dzwoń po mnie.
- A ty tu nie wracaj! I żebyś wiedział, że pójdę dzisiaj do pracy z ogromnym dekoltem.
- Innym lekarzom na pewno będzie niezmiernie miło.
- Tak! I o to chodzi, zabawa przede wszystkim!
- Idę!
- To idź!
House wyszedł z domu, a Cuddy wróciła do kuchni i wypiła szklankę wody. Ze zdenerwowania trzęsły jej się ręce, była wściekła na House’a. Oddychała bardzo płytko, jakby przebiegła przed chwilą kilometr. Jednak potrafiła opanować łzy. Nagle do kuchni weszła mała Rachel. Chwyciła mamusię za nogę i zapytała:
- Gdzie jest tatuś?
- Tatuś pojechał do pracy, kochanie. Musi pracować, abyśmy mieli pieniążki, wiesz?
- Dlaczego krzyczeliście?
- Nie krzyczeliśmy, to była tylko dyskusja, kochanie.
- Krzyczeliście.
- Trochę się z tatusiem pokłóciliśmy, ale wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Przytuliła ją bardzo mocno, miała nadzieję, że House wróci do domu cały i zdrowy. Oczy jej się zaszkliły, gdy miała w rękach córeczkę, ale żadna łza nie wylała się na policzek. Była bardzo mocną kobietą.
- Dzisiaj spędzisz trochę czasu z nianią, dobrze?
- Z panią Mary?
- Tak, słonko. Z panią Mary.
---
Mam nadzieję, że się spodobało. Pozdrawiam wszystkich, którzy zechcą to przeczytać. Czy mam pisać kolejne części? A co do błędów, jeśli znalazłby się ktoś chętny, żeby poprawiać moją pracę, byłbym niezmiernie wdzięczny.
|
|
Wysłany:
Wto 9:40, 14 Lip 2009 |
|
DracoPOL
Pediatra
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 479
|
Powrót do góry |
|
|
|
Jest tak zwany BANK BETAREADERÓW. Tam masz wszystkich, którzy z chęcią ci pomogę. Ja jestem kiepska z j. polskiego.
Druga część to jest to czego oczekiwałam: wredne docinki House'a, których mi bardzo brakowało. Teraz jest idealnie. Twoje ficki sa przepełnione takim ciepłem. Miło się je czyta. DracoPOL, oczywiście że masz pisać kolejne części. A tylko spróbuj ich nie napisać! Zabrakło mi troszkę Jimmy'ego w tej części, ale to dlatego, że go bardzo lubię.
|
|
Wysłany:
Wto 12:01, 14 Lip 2009 |
|
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41
Posty: 9231
|
Powrót do góry |
|
|
|
Cytat: | Pokój był oświetlony wyłącznie przez ekran telewizora, w którym Thirteen oglądała komedię romantyczną wraz ze swoją nową partnerką. |
:hahaha:
Kłótnia na końcu... Czekam na kolejną część :wink:
|
|
_________________
Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:
Wysłany:
Wto 13:08, 14 Lip 2009 |
|
zaneta94
Grzanka
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30
Posty: 11695
Miasto: Dziura zabita dechami :P
|
Powrót do góry |
|
|
|
Witam wszystkich czytających. Cieszę się, że niektórym mój fik się podoba. Napisałem dla was drugi rozdział, myślę, że się spodoba. W kwestii manipulacji czasem, chciałem, aby ten fik trochę różnił się od innych. Takie rozwiązanie dla mnie jest wygodne, zresztą... nie chciałem pisać chronologicznie, bo według mnie taka forma, jaka jest teraz doskonale do tego fika pasuje. Mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza. Będzie mi miło, jeśli poświęcicie trochę czasu i przeczytacie kolejny rozdział.
---
ROZDZIAŁ 2
“Wspomnienia”
17 grudnia 2012 roku, poniedziałek
Godz. 17:40
House wrócił do domu, przywitał się z Cuddy gorącym pocałunkiem i poszedł do swojego kącika, aby pograć chwilę na gitarze. Na jego twarzy można było zobaczyć wielkie zaskoczenie, gdy zobaczył, że gitary nigdzie nie ma.
- Kochanie, co się stało z moją gitarą? - zawołał zniecierpliwiony.
- Nie mam zielonego pojęcia. - odparła, gdy wchodziła do pokoju, jednak na jej twarzy można było zobaczyć dziwny uśmieszek.
- Gdzie jest moja gitara?
- Oddałam do sklepu.
- Co takiego?
- Słyszałeś. Miałam już dosyć tych twoich brzdęków na gitarze.
- Mam nadzieję, że żartujesz.
- Nie, tobie zawsze mówię prawdę.
- W takim razie, rozpoczęłaś wojnę, którą zamierzam wygrać. - rzekł House i poszedł do kuchni.
- Hej, ale ta gitara mnie naprawdę denerwowała. - mówiła idąc za nim.
- Jeśli chciałaś mnie jakoś odciągnąć od gitary wystarczyło lepiej się ubrać. Może jakaś erotyczna bielizna byłaby dobra?
House zaczął przeszukiwać każdy kąt, szukał i był bardzo zdenerwowany. W jego oczach można było zobaczyć ogień, był wkurzony.
- Greg, przestań.
- Nie przestanę dopóki nie znajdę tej gitary.
- Nie oddam ci jej.
- Czyli ją masz? A, złapałem cię. Powiedz, gdzie ona jest?
- Zwykle to kobieta zadaje takie pytania, gdy wraca późno z pracy, a mąż siedział w domu.
- Przestań żartować, naprawdę nie mam na to ochoty.
- Nie obchodzi mnie to. Z gitarą koniec i basta!
- Zawsze mnie szantażowałaś, nawet gdy jeszcze nie byliśmy razem.
- Taka już jestem, to moje hobby.
- Zobaczymy, komu prędzej się znudzi ten konflikt.
- Nie mogę się doczekać twojego kolejnego ruchu.
Spojrzeli sobie w oczy, jak wrogowie przed rozpoczęciem bitwy. Miała się rozpocząć niezła zabawa.
14 czerwca 2013 roku, piątek
Godz. 12:05
House spotkał się z Wilsonem w przytulnej kawiarni. Siedzieli przy oknie i obserwowali ludzi. W końcu wkroczyli na temat ślubu.
- W takim razie jednak zgadzasz się być moim świadkiem?
- Pewnie, że tak. Ale...
- Co?
- Jedno mnie boli.
- Przepraszam, nie chciałem zjeść twojego ciastka. Tylko ono tak na mnie patrzyło...
- Nie mówię o tym!
- A o czym?
- Nie będę miał z kim przyjść na twoje wesele, rozumiesz? Nie mam nikogo.
- Weź sobie zamów jakąś damę do towarzystwa i po kłopocie.
- Tak, a później okaże się, że miała HIVa. Daj spokój! Od kiedy Amber... - przerwał na chwilę.
- Umarła, no i co dalej?
- Mówisz o tym tak lekko. Jesteś niemożliwy.
- Wciąż czekam.
- Od kiedy Amber odeszła... nie umówiłem się jeszcze z żadną kobietą.
- Kolejny problem, który można łatwo rozwiązać. Jesteś przystojny, każda mogłaby się z tobą umówić... gdybyś tylko chciał.
- Wcale nie. To trudne, nie zrozumiesz tego.
- Nie zrozumiem, jeżeli wciąż będziesz tak bełkotał.
- Wiesz, ty mimo że jesteś chamski i jesteś palantem znalazłeś sobie żonę, a ja... nic.
- Z tym nie powinieneś mieć do mnie pretensji. Miałeś trzy żony, dlaczego przynajmniej jednej nie zatrzymałeś dla siebie?
- Przestań. Idę do domu.
- Znowu upijesz się butelką whisky trzymając zdjęcie Amber w ręku? Jak nadal będziesz tak funkcjonował to z następną kobietą nie dasz sobie rady. Wiesz, nie używane organy kurczą się, a po jakimś czasie zanikają.
- Spadaj.
- Hej, trzymaj, tak dla formalności. - powiedział House, dawając swojemu przyjacielowi kopertę z zaproszeniem. - Cuddy kazała ci to przekazać. Zaproszenie na ślub, pełni funkcję GPSa. Żebyś czasami nie powędrował za daleko.
- Dzięki. na razie //ort., House.
- na razie //ort.!
Wilson wyszedł z kawiarni, a House poprosił o rachunek. Uśmiechnął się lekko i sięgnął portfel.
9 czerwca 2012 roku, niedziela
Godz. 03:30
House wrócił do domu. Był po paru drinkach. Pokuśtykał do kuchni i otworzył lodówkę. Wyciągnął z niej piwo i usiadł się przy stole. Cuddy wyszła z sypialni i powolnym krokiem zmierzała do kuchni. Zobaczyła swojego mężczyznę, który na stoliku prawie leżał, ale i tak jeszcze trzymał w ręku butelkę piwa.
- Wróciłeś?
- A co, nie spodziewałaś się mnie tak wcześnie?
- Nie, cieszę się, że wróciłeś. Może pójdziemy już do łóżka.
- Wiesz, przemyślałem to wszystko. Stacy może być naszym świadkiem.
- Ale jeśli tego nie chcesz...
- Nie chcę tego, to prawda. Mogłem pozwolić tobie pierwszej iść na kompromis. Ale jak już powiedziałem, to słowa nie odwołam.
- Chodź do łóżka, kochanie.
- Nie, będę spał tutaj.
- A co powie Rachel, gdy wcześniej wstanie?
- Zadzwoni na pogotowie i powie: Mój tatuś leży na stole. Przepiszecie mu coś na to?
- Chodź do sypialni! - podniosła głos.
- Nie chcę zasmrodzić łóżka.
- Jeśli nadal będziesz się tak zachowywał, to na ślub nie zostaniesz zaproszony.
- Ale nie chcę pobrudzić łóżka!
- Wypierze się, chodź.
Pod namową Cuddy poszedł razem z nią do sypialni. Tam, gdy tylko położył się na łóżko, to natychmiastowo zasnął. Cuddy patrzyła na niego z pewnym błyskiem w oku, nawet gdy był pijany, to mocno ją podniecał. Położyła się na łóżku, przytuliła się do niego i zasnęła na jego klatce piersiowej.
17 grudnia 2012 roku, poniedziałek
Godz. 19:05
Gdy Cuddy wyszła na zakupy, House przyczaił się do sypialni i poprzewracał jej w komodzie wszystkie rzeczy do góry nogami. Był bardzo zdenerwowany, ponieważ nigdzie nie mógł znaleźć swojej gitary. Sięgnął jej ulubioną sukienkę, w której dzisiaj miała iść razem z nim do Wilsona. Położył ją na desce do prasowania i z diabelskim uśmieszkiem zrobił jej dziury pod pachami. Zaśmiał się głośno sam do siebie. Później z komody sięgnął jej krem do opalania, złożył resztę ubrań w jedną kupkę i wszystko pobrudził. Krem do opalania był wszędzie. Żadna bluzka, żadna sukienka się nie uchroniła. Wszystko było brudne i tłuste od kremu. Znowu głośno się zaśmiał i wszystkie rzeczy, oprócz czerwonej, ulubionej sukienki Cuddy schował z powrotem do komody. Był z siebie bardzo zadowolony. Położył się na łóżku i udając, że śpi czekał na swoją narzeczoną. Gdy rozpromieniona Cuddy wróciła do domu z zakupów przywitała się słodko z House'em.
- Cześć, kochaniutki.
- Gdzie moja gitara?
- Nie wiem, może porwali ją kosmici.
- Tak, i jeden z nich nazywał się Cuddy. Hej, oddaj mi tą gitarę, bo nie będzie dzisiaj seksu.
- Nie potrzebuje go dzisiaj.
- Jesteś tego pewna?
- Idziemy do Wilsona, wrócimy pewnie późno. Będę zmęczona i nie będę nawet o tym myślała.
- Przemyśl to. - powiedział wstając z łóżka. - Nie zasmakujesz dzisiaj potęgi House'a i jego towarzysza.
- Już parę razy smakowałam, chwilowo mi to wystarczy.
Cuddy zobaczyła swoją sukienkę, która leżała na łóżku. Nie zorientowała się, że ma wielkie dziury pod pachami, włożyła ją na siebie i była bardzo zadowolona z tego, że w końcu udało jej się unicestwić gitarę House'a.
House w tym czasie poszedł do malutkiej Rachel. Przytulił ją mocno, trochę się z nią pobawił, a później zapytał:
- Wiesz, bawimy się z mamą w zabawę: "zrobiłaś mi to, więc ja ci zrobię to".
- No i?
- Czy wiesz może, gdzie mama schowała gitarę tatusia?
- Wiem, ale jak ci powiem, to złamiesz zasady gry.
- Nie, wcale nie. Po prostu w tej grze wygrywa ten, kto jest bardziej cwany. Ja jestem cwany, ponieważ zapytałem ciebie o to, gdzie jest gitara? To mieści się w zasadach gry.
- Ale ci nie powiem.
- Dlaczego?
- Bo mama była bardziej cwana i wcześniej powiedziała mi, że za żadne skarby mam ci nie mówić.
- Takie buty. Możesz złamać zasady, nic ci za to nie grozi. W końcu nie ty w to grasz.
- Ale nie chcę, bo obiecałam mamie.
House westchnął głęboko i odparł:
- Dobrze, w takim razie idę.
Pocałował córkę w czoło i uśmiechnął się do niej. W głębi duszy był jednak mocno wkurzony na Cuddy. Ale on się jeszcze na niej odegra. Nikt nie może dotykać jego gitary, a tym bardziej szantażować go z jej powodu.
15 czerwca 2013 roku, sobota
Godz. 15:10
House siedział na krześle w swoim gabinecie. Ze wszystkich osób, które miały przyjść nie było tylko Wilsona. Spojrzał dokładnie na wszystkich, przeanalizował ich wygląd, gesty, nastrój. Po chwili wiedział już o wszystkim, co robili poprzedniego dnia. Wstał i uroczyście powiedział:
- Witajcie! Mam nadzieję, że listonosz do wszystkich z zaproszeniem dotarł?
- Nie, mojego zabił snajper na klatce schodowej. Całe szczęście stara pani Schnups oddała mi kopertę z zaproszeniem. - zażartował Foreman.
- Tak, snajper miał tego dnia zlecenie na murzyna, ale że listonosz miał żałobę i nie był ubrany na niebiesko, to mu się pomyliło. Świetny dowcip. Jednak mógłbyś wymyślić lepsze nazwisko dla pani Schnups. - odparł House, po czym na twarzach wszystkich można było zobaczyć lekki uśmiech.
- Po co nas tu wezwałeś? W dodatku w sobotę. - spytał Chase.
- Wiem, wiem. Jest sobota, ty i Allison spędziliście cały wczorajszy dzień w łóżku, Foreman też trochę pociupciał, Thirteen oglądała telewizję ze swoją koleżanką, a Taub poszedł wcześnie spać. Ale wezwałem was tu po to, aby ustalić wszystko, co jest związane z weselem.
- Więc co chciałeś ustalić? - pytała zniecierpliwiona Allison.
- Parę organizacyjnych spraw. Główny punkt naszego zebrania to...
W tym czasie przerwał mu wchodzący przez drzwi blondyn, Michael Snipes, nowy pracownik zespołu diagnostycznego House'a.
- Siema! - zawołał z progu.
- Co tu robisz, Snipes? - zdziwił się House. - To impreza zamknięta, na którą nie zostałeś zaproszony.
- Impreza zamknięta? A o czym tak mówicie?
- Snipes... - zwrócił się do Foremana. - Na jego miejscu wolałbym nazywać się Schnups. Jak już przyszedłeś to siadaj.
- Fajnie!
- Póki nie ma Wilsona, to omówmy kwestię osób towarzyszących. Z kim przyjdziecie?
- Gdzie?
- Możesz tu siedzieć, ale morda w kubeł, Snipes! - zdenerwował się diagnosta. - Więc, z kim przyjdziecie?
- Ja przyjdę z żoną. - zawołał Taub.
- O, a to dziwne. Myślałem, że masz nową kochankę. - zrobił głupią minę i podrapał się po głowie. - Ale zapomniałem, że na duże imprezy chodzisz z żoną, aby miał cię kto do domu zaprowadzić.
Nagle Snipes zaczął się bardzo głośno śmiać, jak dziecko, które usłyszało niesamowicie śmieszny dowcip.
- Snipes, czy ty nie rozumiesz znaczenia frazeologizmu "Morda w kubeł'? Zamknij się!
- Dobra, już będę cicho.
- Allison... - zwrócił się do niej. - ...z kim ty wybierasz się na ślub?
- Co za głupie pytanie, z Chase'em.
- Chase?
- Nie wiem, ale chyba zabiorę ze sobą dziewczynę z ginekologii, jak ona ma... Minnie?
Allison spojrzała się na niego ciętym wzrokiem. Trochę się zdenerwowała, chociaż wiedziała, że żartuje.
- Dla mnie bardzo dobra odpowiedź, ale mam dla ciebie radę... schowaj swój garnitur, bo może nie przetrwać dzisiejszej awantury. Foreman?
- Ja przychodzę z dziewczyną.
- Z dziewczyną?
- Tak, ma na imię Maggie.
- Nie obchodzi mnie jej imię, tylko jaki ma kolor skóry i ile w biuście.
- Co?
- Nie udawaj zaskoczonego, to są podstawowe dane potrzebne do ustalenia rysopisu.
- Ty go nie potrzebujesz.
House uśmiechnął się lekko i zwrócił się do Trzynastki.
- A ty z kim masz zamiar przyjść, urocza damo?
- Chciałabym o tym porozmawiać na osobności.
- Nie martw się, wszyscy wiedzą, że jesteś lesbijką. Nawet Snipes.
- Ona jest lesbijką? A chciałem się zalecać. - zdziwił się Snipes.
- Zalecać? Wiesz, kiedy ostatnio użyli tego słowa?
- No co? Mieszkam z babcią.
- Szacunek. Z kim przyjdziesz?
- Mam zamiar przyjść z dziewczyną.
- Nie!
- Co?
- Nie zgadzam się, nie chcę żadnej homoseksualnej pary na moim ślubie. Nawet lesbijek.
- Ale co w tym złego?
- Spytaj o to katolików. Oni ci dokładnie wyjaśnią tę kwestię.
- W takim razie nie przyjdę. - powiedziała oburzona Trzynastka.
- W takim razie... Snipes, jesteś zaproszony na mój ślub.
- Poważnie?
- Miejsce się zwolniło. Z kim przyjdziesz?
- Nie wiem, załatwię sobie jakąś cizię.
- Nieźle.
W tym momencie do gabinetu wszedł Wilson, który wyglądał okropnie.
- Hej, Jimmy! Wpadłeś pod pociąg, czy znowu się wczoraj upiłeś?
- Dzień dobry. - usiadł się na jedynym wolnym miejscu, które pozostało. - Wpadłem pod pociąg.
- A ty z kim przyjdziesz na ślub House'a? - zawołał Snipes do Wilsona.
- Snipes! - wszyscy krzyknęli jednocześnie.
- Gdyby ona żyła...
- Przestań się zadręczać, Wilson.
- ... to przyszedłbym z nią, z mamą. Ale mama też już mi umarła.
17 grudnia 2012 roku, poniedziałek
Godz. 20:45
House i Cuddy wybierali się do Wilsona, na wspólną kolację. Małą Rachel opiekowała się starsza pani Mary, jej niania. Cuddy założyła zniszczoną przez House'a sukienkę i nawet się nie zorientowała.
- Mam nadzieję, że kolacja będzie udana.
- Ciekawe, gdzie Wilson nas zaprosi. Mam wielką nadzieję, że do jakiegoś sławnego miejsca.
- Ja też, fajnie by było.
- Zmienisz zdanie.
- Co?
- Nic, tak tylko mówię.
Gdy House nakładał swojej narzeczonej na plecy płaszcz, przykleił jej kartkę z napisem "Nienawidzę rocka, więc mnie kopnij!". Ona o niczym nie wiedziała i wyszła z House'em na ulicę. Ludzie obracali się dziwnie w jej stronę, rzucali do niej głupie spojrzenia, lecz ona nie zwróciła na to uwagi. Chciała coś dobrze zjeść w dobrej restauracji. Gdy weszli do Wilsona, ten był już ubrany. Zobaczył kartkę na plecach Cuddy i poprosił kolegę na słówko.
- O co poszło?
- Rozpoczęła wojnę, zabrała mi gitarę. Mam zamiar ją maksymalnie upokorzyć.
- Może zjemy u mnie? Zamówimy pizzę?
- Nie rób mi tego. To mój wielki plan. Inaczej nie odzyskam gitary.
- Niech ci będzie, ale robiąc wstyd jej, robisz też wstyd sobie.
- W tej kwestii się z tobą nie zgodzę.
- Hej, idziemy? Jestem już głodna. - zawołała Cuddy.
- Tak, już idziemy.
Poszli do ekskluzywnej restauracji, w której było mnóstwo ludzi. Wszystko szło zgodnie z planem House'a. Cieszył się na samą myśl o reakcji jego narzeczonej, gdy dowie się o kartce i o sukience. O to właśnie mu chodziło. Upokorzyć ją, aby oddała mu gitarę. Usiedli przy stoliku, na środku sali. Była pięknie ustrojona, prawie wszystkie przedmiot były pozłacane, naczynia bardzo luksusowe. House zdjął Cuddy płaszcz, aby nie zorientowała się, że miała przyklejoną kartkę. Przyszedł kelner, zamówili jedzenie. Gdy Cuddy poprawiała sobie włosy, Wilson zauważył dziury w sukience. Spojrzał się z wielkim zdziwieniem na House'a, a on diabelsko się uśmiechnął. James odchrząknął i powiedział:
- Cuddy...
- Tak?
House kiwał znacząco głową w stronę przyjaciela, nie miał jej o niczym mówić.
- Czy to taka nowa moda, czy po prostu zrobiłaś sobie wywietrzniki?
- Co?
- Podnieś ręce i spójrz na siebie.
Gdy Cuddy zobaczyła dziury w sukience warknęła ostro i powiedziała:
- House! - dźwięk, jaki z siebie wydała przypominał syczenie wkurzonego węża.
- Gdzie jest moja gitara? - odparł spokojnie.
- Ty palancie! Ci wszyscy ludzie mnie widzieli, patrzą się. O to ci chodziło?
- Co chciałaś osiągnąć zabierając mi gitarę?
- A ty co chcesz przez to osiągnąć? - rzekła pokazując dziurę pod pachą.
- Gitarę. - odpowiedział krótko House.
- Wracamy do domu.
- Już zamówiliśmy, najpierw zjedzmy. Już nikt nie zwróci na ciebie uwagi, jesteś już po najgorszym. - uspokoił ją Wilson.
- Rzadko się z nim zgadzam, ale... on ma rację. - potwierdził House.
House, Cuddy i Wilson zjedli kolację i skierowali się w stronę domu. Najpierw narzeczeni odprowadzili Wilsona, a później powoli spacerowali do domu. Gdy przekroczyli próg domu, do ramion Cuddy doczepiła się mała Rachel. Przytuliła ją bardzo mocno.
- Hej, ty jeszcze nie śpisz?
- Nie, mamo. Pani Mary czytała mi bajeczkę. A ty co masz na plecach?
- Co?
Dziewczynka zdjęła matce kartkę z napisem. Cuddy bardzo się wkurzyła, prawie dymiło jej się z uszu. Można tylko było usłyszeć okropnie głośny krzyk, który brzmiał:
- Houuuuuuuuuuuuuse!
Gdy już najtrudniejszy moment miał za sobą, poszedł do pani Mary i zapytał:
- Dowiedziała się pani gdzie jest gitara?
- Tak.
- Dobrze się pani spisała, dostanie pani premię. - zaśmiał się szczęśliwy Greg.
23 czerwca 2013 roku, niedziela
Godz. 21:50
Wilson szedł ulicą, powoli wybierał się do House'a. Nie chciał po prostu być sam. Szedł ulicą, która tętniła życiem. Co chwilę drogą przejeżdżały samochody, na chodnikach ogromny tłum ludzi, z których każdy spieszył się gdzie indziej. Tylko Wilson szedł spokojnie, powolnym krokiem. Gdy doszedł do domu House'a wszedł do niego bez pukania. Zobaczył House'a w kuchni, który otwiera skrytkę pełną Vicodinu.
- Co ty robisz? - krzyknął Wilson.
- O mój Boże! - przestraszył się House. - A co ty tu robisz?
- Gdzie jest Cuddy?
- W pracy, a co?
- Od dawna już to robisz?
- Co?
- Bierzesz Vicodin. Podobno zminimalizowałeś dawki do jednej tabletki dziennie.
- Tak, i co z tego?
- Co to za skrytka?
- Dobra, powiem ci. Ale nie mów o niczym Cuddy.
- Świetnie. Będę musiał kłamać.
- Ale w dobrej intencji.
- Ciekawe. - powiedział z nutą sarkazmu w głosie.
- Wyobrażasz sobie mnie nie biorącego Vicodinu?
- Wyobrażałem. Wszystkich oszukiwałeś przez cały ten czas, oszukiwałeś Cuddy? Ona myśli, że dla miłości do niej zredukowałeś dawki Vicodinu, a ty sobie bierzesz tak jak dawniej.
- No, czasami mniej, czasami więcej. Zwykle 7-8 tabletek dziennie.
- I ona o tym nie wie?
- Nie wie.
- A gdyby zamiast mnie weszła tutaj Cuddy. Co byś zrobił?
- Miałbym przesrane. Ale ona wraca później, a poza tym i tak miałem zamknięte drzwi.
- Więc albo ja mam zaczarowaną rękę, potrafiącą otwierać wszystkie zamknięte drzwi, ale ci się popsuł zamek.
- Miałem farta.
- Miałeś... jak możesz ją tak okłamywać?
- To nie jest poważne kłamstwo.
- A jeśli ona dowie się o tym po ślubie? Jak myślisz, co zrobi? Może nawet zażąda rozwodu.
- Nie dowie się.
- Jesteś taki pewny swoich umiejętności kamuflażu? Dzisiaj o mało co nie wpadłeś! A właściwie wpadłeś, powinienem powiedzieć Cuddy.
- Nie rób tego! - krzyknął House.
- Nie zrobię, ale nie dla ciebie. Tylko dla niej. Idę stąd.
- A co chciałeś, że przyszedłeś?
- Nic!
Wilson trzasnął drzwiami, a House schował Vicodin i szczelnie zamknął swoja skrytkę.
17 grudnia 2012 roku, poniedziałek
Godz. 23:15
- Gdzie jest gitara?! - Cuddy będąc w pokoju usłyszała donośny krzyk House'a.
Wkurzony House wszedł do sypialni i zobaczył leżącą na łóżku Cuddy.
- Gdzie jest gitara?! - krzyknął jeszcze głośniej.
- Myślałeś, że jestem taka głupia i schowam ją tam, gdzie powiedziałam Rachel?
- A gdzie ją schowałaś? Wiesz, że to, co się stało dzisiaj nie jest wszystkim, na co mnie stać.
- Dowiedziałeś się od niani? Wynająłeś ją, żeby wycisnęła informacje z dziecka?
- Trochę.
- Niezły ruch. Gitara jest za lodówką w kuchni.
- Dlaczego mi powiedziałaś?
- Bo wygrałeś tą wojnę. Bardzo chciałeś ją wygrać.
- Dziękuję ci, kotku.
Podszedł do Cuddy, pocałował ją w czoło i skierował się w stronę kuchni, by móc znowu dotknąć swojej gitary. Cuddy tymczasem chciała sięgnąć sukienkę na jutro, zajrzała do komody i:
- Houuuuuuuuuse!
Jej krzyk rozniósł się po całej okolicy, odbijał się o wszystkie ściany jak echo.
---
Mam nadzieję, że się spodobało. Jakie wrażenia? Piszcie w komentarzach. Nawet te negatywne, bo to co się wam nie podoba postaram się poprawić.
|
|
Wysłany:
Czw 12:23, 16 Lip 2009 |
|
DracoPOL
Pediatra
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 479
|
Powrót do góry |
|
|
|
z każdym odcinkiem coraz lepiej, House coraz bardziej House'owy, chociaż mam wątpliwość w jednej, kluczowej kwestii...
jak to jest możliwe, żeby komukolwiek nie podobała się gra House'a na gitarze? :P nie mogę sobie tego wyobrazić... :wink:
|
|
_________________
avek i banner mojej roboty
TuSinka No. 16
Bo oboje nie lubimy poniedziałków... - Raz3r's sister ;*
Wysłany:
Czw 13:05, 16 Lip 2009 |
|
kremówka
Chirurg ogólny
Dołączył: 06 Maj 2009
Pochwał: 11
Posty: 2786
Miasto: Kraków
|
Powrót do góry |
|
|
|
Dawno się tak nie uśmiałam :lol: Ten dialog z Wilsonem i historia z sukienką są niesamowite :mrgreen:
|
|
_________________
Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:
Wysłany:
Czw 16:58, 16 Lip 2009 |
|
zaneta94
Grzanka
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30
Posty: 11695
Miasto: Dziura zabita dechami :P
|
Powrót do góry |
|
|
|
DracoPOL, wygrałeś! Nie mam się do czego przyczepić. Jest wszystko czego oczekuję w house'owym ficku, czyli Hilson, wredny House i jego zwariowane pomysły. Świetne! Niech ci, którzy tego nie czytają, żałują.
|
|
Wysłany:
Pią 8:51, 17 Lip 2009 |
|
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41
Posty: 9231
|
Powrót do góry |
|
|
|
komediowo bardzo fajnie sie czytało:)
|
|
_________________
Wysłany:
Pon 20:51, 27 Lip 2009 |
|
janeczka85
Stomatolog
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1 Ostrzeżeń: 1
Posty: 576
|
Powrót do góry |
|
|
|
Witam. Cieszę się, że ostatni rozdział podniósł trochę poziom tego fiku. Przynajmniej mam taką nadzieję. Mam jeszcze nadzieję, że teraz nie będzie źle. Zapraszam do czytania.
---
ROZDZIAŁ 3
“Rodzice”
12 września 2010 roku, niedziela
Godz. 12:30
House i Cuddy zmierzali chodnikiem do domu jej rodziców. Diagnosta pchał wózek w którym leżała malutka, słodziutka Rachel.
- Myślisz, że to jest dobry pomysł?
- Za dwa tygodnie spotkamy się z twoimi rodzicami. Tylko, że ja twoich już wcześniej znałam, a ty jeszcze z moimi wcale nie rozmawiałeś.
- Ja mam tylko matkę. John nie jest moim ojcem.
- A kto cię wychowywał?
- Na pewno nie on. Częściej widywałem się z kurierem niż z nim.
- Przestań! - zawołała i klepnęła go w ramię.
- Poza tym kiedyś rozmawiałem z twoim ojcem.
- Tak? O czym?
- Powiedziałem mu dzień dobry, ale on mnie chyba nie zauważył.
- Fajnie. Ciekawe, co powie, gdy dowie się, że teraz chłopak, który kiedyś powiedział mu dzień dobry, jest moim chłopakiem.
W końcu dotarli do drzwi. Cuddy wcisnęła czerwony guzik przy domofonie i poprosiła o wpuszczenie ich do środka.
- Witajcie! - zawołała jeszcze przy progu matka Cuddy, Christine. - Jak miło was widzieć.
- Dzień dobry.
- Ty na pewno jesteś Greg, tak? - powiedziała matka wskazując palcem na House'a.
- Tak, to ja. Chyba, że Lisa opowiadała pani o innym Gregu.
- Nie, nie. - zaśmiała się starsza Cuddy i zaprowadziła ich do salonu, w którym siedział ojciec Lisy.
- Witaj. - krzyknął pan Cuddy wyciągając rękę. - Nazywam się Bruce, jestem panem domu.
- Nie przesadzaj! - można było usłyszeć donośny głos matki z kuchni.
- No, ona też ma kilka spraw do załatwienia. Większość jest moja. Siadajcie, zaraz będzie obiad.
House usiadł niezręcznie na kanapie, a Cuddy była cały czas uśmiechnięta. Pamiętała swoje dzieciństwo spędzone za murami tego mieszkania. Kanapa nie została zmieniona od wielu lat. Pamięta, gdy ją kupili. Był to wielki luksus. Teraz ledwo trzymała się na nogach i skrzypiała, gdy się na nią siadało.
- Więc, Greg. Powiedz mi coś o sobie.
- Tego się bałem. - szepnął dziewczynie do ucha i zwrócił się do ojca: - Lisa nic nie opowiadała?
- Opowiadała, ale chcę to usłyszeć od ciebie.
- Chce się pan upewnić, czy mówiła prawdę?
- Tak, chcę się upewnić. Więc...
- Jestem diagnostą w szpitalu Lisy, teraz również wicedyrektorem szpitala.
- Słyszałem, że uratowałeś wielu ludzi.
- Tak, to prawda. Taki mój zawód. Ale też kilku zabiłem.
- Co?
- Zdarzały się pomyłki w życiu zawodowym, ale bardzo rzadko.
- Podobno kupiłeś któremuś pacjentowi dom na ostatnie 8 miesięcy życia, które mu zostały. Czy to prawda?
House spojrzał znacząco na Cuddy, ona kazała mu mówić.
- Nie, to nie prawda. Nie mam szacunku do pacjentów, traktuję ich przedmiotowo.
- Co?
Ojciec zaczął ciężko oddychać. W tej chwili weszła do salonu matka z obiadem.
- Co? - zapytał spokojniej pan Cuddy.
- Nie lubię leczyć ludzi. Lubię rozwiązywać zagadki, czym jest diagnozowanie chorób. W młodości lubiłem filmy o Sherlocku Holmesie.
- Kiedyś byłeś uzależniony, tak?
- Nadal jestem uzależniony. Z tego się nie wychodzi, można jedynie zredukować dawki. Jestem uzależniony od Vicodinu, jest to lek przeciwbólowy.
- Skończ już to przesłuchanie, Bruce! - zawołała pani Christine. - Zjedzmy obiad.
Zaczęli jeść, a ojciec Cuddy był bardzo zdenerwowany. O mało co nie stracił nad sobą panowania podczas tej rozmowy. Nic nie szło po jego myśli, mężczyzna odpowiadał zupełnie inaczej, niż on by chciał.
24 czerwca 2013 roku, poniedziałek
Godz. 07:25
House siedział w gabinecie i czekał na swoich pracowników: Foremana, Tauba, Thirteen i Snipes'a. W tym czasie przeglądał różne strony internetowe pobierając muzykę. Przez drzwi powoli wychylił się Wilson.
- Czego chciałeś? - ostro przywitał go diagnosta.
- Fajne przywitanie. - zaśmiał się onkolog. - Nie musisz może o czymś porozmawiać?
- Tak, muszę ci powiedzieć, że ta porażka New Jersey w finale hokejowego turnieju była...
- Przestań! - spoważniał Wilson. - Bierzesz Vicodin!
- Myślałem, że tę kwestię wyczerpaliśmy już wczoraj. Cuddy wie, że biorę Vicodin.
- Wie, że bierzesz jeden dziennie. Na tyle ci pozwoliła.
- Koniec tematu. Nie zmienię swojego trybu życia, bo mnie na czymś nakryłeś. Każdy ma swoje tajemnice.
W tej chwili do gabinetu wpadł Foreman i głośno zawołał cały czas się uśmiechając:
- Witam wszystkich. - spojrzał się ze zdziwieniem i powiedział: - Zrobiłem coś nie tak?
- Jesteś czarny. To mi wystarczy, żeby na ciebie nakrzyczeć.
- O co ci chodzi, House?
Wilson spojrzał się na Foremana dziwnym wzrokiem, tak jak gdyby chciał go zabić.
- Kłócicie się?
- Tak. Okazało się, że mój najlepszy przyjaciel sypia z moją przyszłą żoną.
- Co? - zawołali obaj jednocześnie.
- Tak. Nakryłem ich. Teraz udaje zdziwionego, ale sam dobrze wie jaka jest prawda.
- O czym ty gadasz, House? Straciłeś rozum?
- Nie. Ale mam nadzieję, że nie zrobisz więcej tego błędu.
- Jak mogłeś mu to zrobić? - zapytał obrzydzony Foreman. - Przecież to twoi najlepsi przyjaciele.
- Tak. Myślał, że Cuddy chce dać mu coś więcej.
- To nieprawda, House! Sam dobrze wiesz, że ja mogę równie dobrze zniszczyć ci życie.
- Masz jakieś dowody na to, że nie mam racji?
- A ty masz jakieś dowody na to, że ją masz? Bierzesz Vicodin, mogę powiedzieć o tym Cuddy.
- To normalne. Wyobrażasz sobie House'a bez Vicodinu? - zdziwił się Foreman.
- Ale on nie bierze tylko jednej tabletki dziennie, tak jak każe mu Cuddy...
- I co z tego?
- On o wszystkim wie? On wiedział, a ja...
- Przykro mi, przyjacielu. Twojej zdrady nigdy ci nie wybaczę.
- Co ty sobie wmówiłeś? To jest jakiś podstęp? - ledwo wykrztuszał z siebie słowa.
- Z tego, że House bierze Vicodin robisz wielkie halo. Ale nie masz argumentów, które obroniłyby cię przed jego zarzutami. Jak możesz mu to robić? Kochasz się z Cuddy za jego plecami? Kiedy? Wtedy, gdy jest w pracy? - denerwował się Foreman.
- To nie jest... On kłamie.
- Ja nigdy nie kłamię. I chyba nie będziesz mógł zostać moim świadkiem.
- I nim nie zostanę. Jak możesz robić coś tak...
- Przykro mi.
Wilson opuścił pokój, mocno trzaskając drzwiami. Foreman spojrzał się na House'a i chwycił go za ramię.
- Nie spodziewałem się...
12 września 2010 roku, niedziela
Godz. 14:50
House i Cuddy nadal siedzieli u jej rodziców. Pili kawę i rozmawiali o wszystkim i o niczym.
- Jesteście już ze sobą pół roku, tak?
- Tak. - odpowiedziała Cuddy.
- A znacie się od tak dawna. Gdy byliście razem na studiach, nie sądziłam, że kiedykolwiek z nim będziesz.
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony House.
- Nie obraź się, ale wtedy... byłeś okropnie brzydki.
- Dla pani wiadomości, na studiach spędziłem jedną noc z Lisą. - powiedział jak przechwalający się czymś dzieciak.
Cuddy zrobiła na niego wielkie oczy, a matka zachłysnęła się herbatą.
- Dlaczego mi o tym nie mówiłaś, córciu?
- Mamo, to nie jest teraz ważne.
- Wtedy też nie było?
- To była tylko przelotna noc... wtedy nic ważnego.
- Ta noc nic dla ciebie nie znaczyła? - krzyknął oburzony House.
- Kochanie... to było dawno.
- Starałem się jak mogłem. I nie byłem jeszcze kaleką.
- Widać, dorosłeś do tego. - zaśmiała się, aby rozluźnić atmosferę.
- Skończmy ten temat, bo wyniknie z tego jeszcze coś złego. Ciasteczka? - poczęstowała House'a pani Catherine.
- Chętnie. - wziął ciasteczko i zawołał: - Jak mogło ci się nie podobać?
- Widocznie przez ten czas coś ci urosło. - zażartował stary Cuddy.
- Niech mnie pan nie przedrzeźnia.
- Chodź no na słówko. - odparł i wstał z kanapy pan Bruce.
House jak posłuszny piesek opuścił swoją narzeczoną i przyszłą teściową i poszedł na balkon za panem Cuddy.
- Chce mi pan powiedzieć, że naprawdę byłem cienki?
- Co?
- Wtedy czytałem wszystkie książki opowiadające o podstawach zadowolenia kobiety.
- Takie książki czytają tylko tacy, którzy nie potrafią zaciągnąć kobiety do łóżka.
- Wtedy nie potrafiłem.
- Nie o tym chciałem rozmawiać.
- A o czym?
- Muszę powiedzieć ci coś ważnego.
- Słucham.
- Słuchaj uważnie! Jeśli kiedykolwiek skrzywdzisz moją córkę, lepiej znajdź sobie jakąś idealną kryjówkę. Bo jak cię znajdę, to tak ci skopię tyłek, że sam siebie w lustrze nie poznasz! Zrozumiałeś? Jeśli chcesz się przekonać na co mnie stać, zadzwoń do Mike'a Wolfa, jednego z byłych chłopaków Lisy. Szlochała przez niego przez tydzień, znalazłem go i tak mu dokopałem, że 3 doby leżał na OIOMie.
- Nieźle. W takim razie nie chcę mieć żadnych problemów.
- Świetnie. - skierował się w stronę drzwi, ale jeszcze na chwilę zwrócił się do House'a. - I jeszcze jedno. Gdy już się jej oświadczysz, będziesz mógł mówić do mnie per tato.
- Cieszę się. Zrobię to najszybciej, jak to możliwe.
House po tej rozmowie miał mieszane uczucia. Nie wiedział jak ma traktować pana Cuddy. Jak ojca, czy jak wroga.
5 lipca 2013 roku, piątek
Godz. 12:40
Cuddy gotowała w kuchni obiad. Była bardzo zadowolona, pogwizdywała sobie pod nosem słynną melodię z serialu. Nagle usłyszała lekkie pukanie do drzwi. Okazało się, że to Wilson.
- Grega nie ma, jest jeszcze w szpitalu. - powiedziała od razu i wróciła do swych zajęć.
- To dobrze, bo ja w sumie... nie przyszedłem do niego.
- Coś się stało? - zapytała z lekkim zdziwieniem i usiadła razem z Jamesem przy stole.
- Jutro bierzesz ślub.
- Tak, to wspaniałe. Prawda? Jutro o tej porze będę stała przed ołtarzem i składała Gregowi przysięgę.
- Tak, to wspaniałe.
- A ty będziesz naszym świadkiem, to takie fantastyczne.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Czy to coś złego, bo wyglądasz jak dziesięciolatek, któremu umarł pierwszy chomik.
- Greg cię okłamuje.
- Co?
- Bierze Vicodin tak jak przed związaniem się z tobą. Powiedz mi, że o tym wiesz.
- Nie...
- Przykro mi o tym mówić, ale kiedyś go nakryłem, jakieś dwa tygodnie temu. Przyznał mi, że nigdy nie zredukował dawki Vicodinu.
- O mój Boże... przez ten cały czas mnie okłamywał?
- Na to wygląda. Postanowiłem ci o tym powiedzieć, bo... musisz o tym wiedzieć. Teraz rób jak chcesz, ale... Nie kończ tego związku. Wiem, że to dla ciebie bolesny cios.
- On cały czas mnie okłamywał. Cholera! Nie wierzę. - denerwowała się Lisa.
- Proszę cię, uspokój się.
- Jak mogę się uspokoić? Co? Przecież on... ja wiedziałam, że on nie zrezygnuje z Vicodinu do końca swojego życia. Po prostu wiedziałam.
- Cuddy...
- Zostaw mnie samą, proszę cię.
- Nie mogę...
- Wynoś się! - zaczęła popychać go w kierunku drzwi, które zatrzasnęła za nim z mocnym hukiem.
Usiadła się przy stole i zaczęła szlochać. Była zła na swojego narzeczonego, że bez przerwy ją okłamywał. Najgorsze było to, że myślała, że jest dla niego kimś wyjątkowym. Myślała, że dla niej rzucił okropny nałóg. Myliła się.
26 września 2010 roku, niedziela
Godz. 13:50
House i Cuddy stali przed drzwiami rodziców Grega. Dziewczyna wyglądała na lekko zdenerwowaną. Była zestresowana. Chociaż już wiele razy rozmawiała z państwem House, to jeszcze nigdy nie poczuła tego dziwnego uczucia. Bała się ich reakcji.
- Jesteśmy już spóźnieni 15 minut. Co im teraz powiemy? - zapytała, trzymając Grega za rękę.
- Nic się nie stało. Oni też bardzo często się spóźniają i nigdy nie zwracają na to uwagi.
Drzwi się otworzyły, a przez nie wyjrzała pani Blythe.
- Synku, witaj. Dzień dobry, Liso. Jak miło, wejdźcie.
Dotarli do kuchni, każdy z nich zajął wolne miejsce przy stole. Matka szykowała jedzenie i cały czas kręciła się koło nich. House wreszcie zapytał:
- Gdzie jest John?
- Greg, tyle razy mówiliśmy, że masz do niego mówić per tato. Znowu chcesz się kłócić?
- Nie będę do niego tak mówił. Gdzie jest?
- Jest w pracy, powinien wrócić za godzinkę.
- Szkoda, że tak szybko.
- Greg! - krzyknęła matka.
Cuddy lekko go trąciła, również była zła, że robi takie wrażenie na ich pierwszym wspólnym obiedzie.
- Więc, Liso. Opowiesz mi, jak to było, że się do siebie zbliżyliście.
- Myślę, że między nami od zawsze istniała jakaś więź. Teraz po prostu zaczęła nas do siebie coraz bardziej przyciągać.
- Jesteście już ze sobą...
- Od marca. Czyli ponad pół roku.
- Naprawdę pasujecie do siebie. Wiedziałam, że mój synek znajdzie kiedyś kogoś wyjątkowego. Chociaż Stacy również była dobrą kandydatką na twoją żonę.
- Mamo...
- Proszę mi powiedzieć, ale tak szczerze... - zaczęła nowy temat Cuddy. - Czu uważa pani, że jestem gorsza od Stacy?
- Cuddy... - House zaczął się powoli denerwować.
- Nie wiem... to bardzo trudne pytanie.
- Ale Stacy jest już przeszłością, to było bardzo dawno. Teraz zaczynam nowy etap życia z tobą, kochanie. I nie mam zamiaru go kończyć.
- Jakie to słodkie! - zachwyciła się pani Blythe. - Jedzcie, bo niedługo wystygnie.
House, Cuddy i pani Blythe jedli przy wspólnym stole, jednak już się do siebie tak często nie odzywali. Jedli w milczeniu, w głębokiej ciszy.
24 czerwca 2013 roku, poniedziałek
Godz. 07:50
- ....że weźmie to na serio.
- No, to było całkiem niezłe. On naprawdę myśli, że ja myślę, że on ma romans z Cuddy. Ja nie mogę!
House zaczął się głośno śmiać. Jego podstęp, który ułożył razem z Foremanem udał się stuprocentowo. Były z tego niezłe jaja, diagnosta aż płakał ze śmiechu.
- A co zrobisz, kiedy on teraz pójdzie do Cuddy i powie jej o Vicodinie?
House nagle spoważniał. Po chwili odparł:
- Nie zrobi tego.
- Jesteś pewien?
- Tak, jestem pewien. Wilson jej nie powie, boi się mojej reakcji.
- Nie byłbym tego taki pewien. Powiedziałeś mu, że nie może zostać twoim świadkiem. Kiedy zamierzasz to odkręcić.
- Za tydzień powiem mu, że to wszystko było na żarty.
- A jeśli nie zdąży kupić smokingu na twój ślub?
- Już ma kupiony, bo mi go pokazywał.
- A jeśli go odda?
- Nie odda go, bo straciłby ponad połowę tego, co na niego wydał.
- A jeśli zrobi coś głupiego?
- Cholera, jak jeszcze jedno zdanie zaczniesz od "a jeśli..." to mnie zaraz szlag porządnie trafi!
House zaczął się denerwować. Było to widać po tym, jak sięgnął piłkę i zaczął nią szybko podrzucać.
- Nie potrzebnie się na to pisałem.
- To tylko głupi żart.
- Boję się o niego. On i tak jest już na skraju załamania nerwowego. A my go jeszcze dobijamy.
- Nic mu się nie stanie, przecież się nie zabije.
- Myślę, że po tym wszystkim jest do tego zdolny.
- Dobra, panie Miłosierny! Skoro tak myślisz, to idź do niego i go powstrzymaj. Tylko się wygłupisz, gdy zobaczysz, że on spokojnie ogląda Koło Fortuny w telewizji.
- Mam dla ciebie dobrą radę. Zakończ to jeszcze dziś i zadzwoń do niego. Wytłumacz mu wszystko krok po kroku, bo możesz wiele stracić.
Foreman rzucił swoją torbę na drugie krzesło przy biurku i poszedł do pomieszczenia obok. W tym momencie przez drzwi przeszła Trzynastka z papierami w ręku.
- Odchodzę. - powiedziała, rzucając mu na biurko swoje papiery.
- Co to jest? Co to ma znaczyć?
- To jest moja rezygnacja. Odchodzę stąd, nie chcę tu pracować.
- Niby dlaczego? Chodzi ci o to co powiedziałem w piątek?
- Nie tylko dlatego, ale to też dolicz do swojego rachunku, który niszczy mi serce. Na ślubie też się nie zjawię. Masz tu swoje zaproszenie.
- Ale jak...
- Żegnam, doktorze House.
House był bardzo zdziwiony. Nie spodziewał się tego wcale, chociaż sam wie, że potrafi przeanalizować dokładnie wszystkie swoje życiowe kroki na parę następnych dni. Tego jednak się wcale nie spodziewał.
26 września 2010 roku, niedziela
Godz. 15:10
Drzwi zatrzasnęły się z wielkim hukiem. Przeszedł przez nie John House. Był w bardzo złym humorze. Zawołał przy wejściu:
- Dzień dobry, kochanie! Ale miałem przerąbany dzień.
Zaczął powoli ściągać swój krawat. Zamurowało go, gdy zobaczył w kuchni Grega i Lisę.
- Co wy tu robicie?
- Nie pamiętasz, byliśmy umówieni na wspólny obiad. Siadaj, odgrzeję ci.
- Nic mu nie powiedziałaś? - zdziwił się House.
- Nie powiedziała mi.
- W takim razie to nie prawda, że mój zakaz na wchodzenie do tego domu został usunięty.
- To nie prawda. Wynoś się. I przepraszam miłą panią, ale to są rodzinne sprawy.
- Chodź, Lisa. Idziemy.
- Ale... - Cuddy była zdezorientowana. - O co chodzi?
- Wyjaśnię ci po drodze.
- Jak możesz taki być, John! To jest jego dziewczyna, niedługo prawdopodobnie wezmą ślub. A ty... zachowujesz się jak dziecko. - krzyknęła matka.
- Nic mnie to nie obchodzi.
- Hej... - House zwrócił się jeszcze na chwilę do przyszywanego ojca. - Pamiętasz jak kiedyś mówiłeś, że bardzo chciałbyś mieć wnuki?
- Co to ma do rzeczy?
- Ja pamiętam to doskonale. Swoich wnuków nie będziesz już miał, szanse na to zaprzepaściłeś wtedy, gdy przestał ci stawać. Ale przyszywane wnuki mógłbyś pokochać jak swoje. Ja niestety nie dam ci tej szansy.
- Nigdy nie traktowałbym twoich dzieci jak własnych wnuków. Rozumiesz?!
- Tak, więc nigdy ich nie zobaczysz. Wtedy zobaczymy, kto do kogo pierwszy przyjdzie.
- Zobaczymy.
- Żegnam cię, John. Pa, mamo.
- Pa, synku. Przepraszam. - matka zaczęła szlochać.
Cuddy również zrobiło się smutno. Miała ochotę wylać parę łez, jednak nie miała na to siły. Czuła się okropnie, bo to ona umówiła się z panią House na ten obiad. A to tylko pogorszyło humor jej chłopakowi.
6 lipca 2013 roku, sobota
Godz. 13:20
House stał przed ołtarzem, ubrany w elegancki garnitur. Starał się stać wyprostowany i mimo tego całego zamieszania nie dawać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Na dodatek mocno bolała go noga, ponieważ zgodnie z obietnicą daną Cuddy nie brał żadnej tabletki Vicodinu. Nie podpierał się laską. Cuddy nie było. Mężczyzna stał przed ołtarzem sam, ludzie rozglądali się niecierpliwie dookoła. Ksiądz zaczął patrzeć na House'a z wyrazem politowania w oczach. Cuddy nie było. Czyżby zostawiła go przed ołtarzem? Czyżby zrezygnowała z tego wszystkiego? Czy nie chce już kontynuować tego związku?
Wilsona też nie było. Foreman i Chase podeszli do niego po chwili.
- Co się dzieje? - zapytał Foreman.
- Nie wiem...
- Podać ci laskę, widzę, że ledwo trzymasz się na nogach.
- Nie, Chase! Poradzę sobie. - mówił tak, choć sam nie wierzył w swoje słowa.
- Jak myślisz, gdzie ona może być?
- Nie wiem! - krzyknął na cały głos pan młody. - Nie wiem.
House'owi zaczęły powoli pociekać łzy z oczu. Był smutny. Nie wierzył już, że ona jeszcze się zjawi. Chwycił się za głowę, było mu bardzo ciężko.
- Allison pojechała do domu Cuddy. Może coś jej się stało. - odparł Chase.
- Wolałbym już, żeby mnie po prostu zostawiła przed ołtarzem, niżeli miałoby się jej coś stać.
Sen. Miał nadzieję, że to sen. Że to wszystko zaraz się skończy. Tylko się obudzi. Obudzi się i zobaczy ją przy swoim boku. Zaczęło kręcić mu się w głowie. Ból był coraz mocniejszy.
- Powinieneś wziąć Vicodin. - rzekł Foreman.
- Nie, nie potrzebuję go.
- Jesteś pewien?
- Tak. Nie potrzebuję go! - zaczął się robić coraz bardziej nerwowy.
Cuddy jeszcze nie było. Wilsona też nie było. Dwóch najważniejszych osób dla House'a po prostu nie było.
- Nie martw się synku. Ona jeszcze przyjdzie. - podeszła do niego powolnym krokiem matka.
- Mam taką nadzieję.
- Wszyscy ją mają.
- Dobrze, że nie ma tutaj Johna. Śmiałby się ze mnie do końca życia.
- Jestem!
House usłyszał dobitny głos. Był to głos mężczyzny. John przeszedł przez bramę kościoła i podszedł do ołtarza.
- Bardzo mi przykro. Greg, naprawdę. Mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie.
- John? Co ty tutaj...
- Musiałem przyjść. Niech to nie będzie największa klęska w twoim życiu.
- Zdarzały się gorsze. - próbował żartować House.
- Ona przyjdzie, zobaczysz.
Smutek i żal przepełniał serce Grega. Było mu bardzo trudno. Nie wierzył, że dzień, który miał być najpiękniejszym dniem w jego życiu może stać się jego najgorszym koszmarem, który może go prześladować do końca jego dni. A Cuddy jeszcze nie było.
---
Podobało się? Piszcie, czy mam kontynuować. Pozdrawiam.
|
|
Wysłany:
Nie 21:21, 02 Sie 2009 |
|
DracoPOL
Pediatra
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 479
|
Powrót do góry |
|
|
|
z łzami w oczach czekam na dalsze części jak będą
|
|
_________________ avek mój
"Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.To uczciwi są nieprzewidywalni ,zawsze mogą zrobić coś niewiarygodnie głupiego..."- Kapitan Jack Sparrow
Zazdrość to chyba najstarszy motyw morderstw na świecie.-Seeley Booth
:houselove: kliknij, jeśli jesteś fanem serialu Bones
Wysłany:
Nie 22:24, 02 Sie 2009 |
|
poprostuxzjawa
Reumatolog
Dołączył: 20 Maj 2009
Pochwał: 39
Posty: 2061
Miasto: Młodocin
|
Powrót do góry |
|
|
|
Powiem, a właściwie napiszę tylko jedno: GENIALNE!!
|
|
_________________
Banner od Jeanne
Wysłany:
Pon 0:06, 03 Sie 2009 |
|
bozenka21
Urolog
Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10
Posty: 2404
Miasto: Gdańsk
|
Powrót do góry |
|
|
|
Miejscami śmieszne, miejscami wzruszające, kontynuować jak najbardziej :wink:
|
|
_________________
Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:
Wysłany:
Pon 11:31, 03 Sie 2009 |
|
zaneta94
Grzanka
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30
Posty: 11695
Miasto: Dziura zabita dechami :P
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|