Bajka na dobranoc 11 -Let them eat the cake

Zweryfikowane przez rocket.
Żeby osłodzić Wam nieco oczekiwanie...
Dedykuje Izabelli i Amandi -za trafne spostrzeżenia i ciekawe komentarze
UWAGA SPOILER DO LET THEM EAT THE CACKE
- Zatrzymujesz mnie, bo na mnie lecisz! –House wycelował triumfalnie swoją laskę w Cuddy, która zbierała z podłogi porozrzucane dokumenty.
- A ty nadal stoisz tu, bo to TY lecisz na MNIE! –jej cięta riposta, poparta była spojrzeniem dumnych oczu, które posłały mu wyzywające spojrzenie.
- Tak, i to ja zająłem przypadkiem twoje biuro. –Ironizował z pewnością siebie człowieka przekonanego, co do swoich racji.
Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Greg House właśnie próbował jej udowodnić, że jest w nim szaleńczo zakochana. Ten arogancki dupek, jak zwykle odwracał kota ogonem. Jak zwykle chciał ja zmusić, żeby się odkryła. A potem? Potem jak zwykle uśmiechnie się cynicznie i odejdzie.
- Twoje biuro jest największe i to nie ja doprowadziłam swoje do takiego stanu…
- Dlaczego ubierasz się w ten sposób? –nie pozwolił jej dokończyć. Przeszywał ja spojrzeniem niebieskich oczu. Tak jakby chciał zajrzeć w głąb jej myśli, choc przecież doskonale znał odpowiedź. Znali ja obydwoje, –Dlaczego tak bardzo chcesz zwrócić moja uwagę?
Nie spodziewała się, że to powie. Gra, która prowadzili od tak dawna, wydawała się dobiegać końca. Kolejne karty były odkrywane. Jego jasne i precyzyjne stwierdzenia, kończyły czas domysłów i podchodów. Ale przecież ona nigdy się do tego nie przyzna otwarcie. Byle tylko nie zobaczył odpowiedzi w jej oczach…
Zrobił krok w jej kierunku. Jeden krok, a jakby obszedł świat w sekundę. Jeden krok, a odległość między nimi stopniała o jedna decyzje, która pozostała do podjęcia.
- W co ty ze mną grasz? –Zapytał wpatrując się w jej oczy. W jego głosie odbijała się cała gama uczuć, które nim miotały.
Prowokował. Rzucił wyzwanie. Czekał aż podejmie rękawicę…
- A TY? W co ty ze mną grasz, House? –Nie zawiódł się. Poczyniony przez nia krok zniwelował granice miedzy nimi na odległość jednego oddechu. Zanim się zorientowała, co robi, stała już przed nim. Spoglądając mu odważnie w oczy. Tak blisko… tak oszałamiająco blisko.
- Zależy od twojej odpowiedzi…- Sam nie wiedział, jakim cudem słowom udało się przecisnąć przez ściśnięte gardło. Poczuł suchość w ustach. Bał się, że ona usłyszy jak jego serce tłucze się w piersi jak oszalałe. Jakby zaraz miało wyskoczyć. Postawił wszystko na jedna karte.
Spojrzała na jego rozchylone usta. Wyglądał jakby zaraz miał ja pocałować. Tak jak kilka tygodni temu. Ten sam wyraz twarzy. To samo skupienie w oczach. To samo pożądanie, które unosiło się w powietrzu i paraliżowało swoja gwałtownością.
- A jaka odpowiedź chciałbyś usłyszeć? –Odbiła piłeczkę. Odwieczna gra, toczyła się dalej.
W jego inteligentnych oczach zauważyła błysk satysfakcji. Wiedziała, że lubi gry. Wiedziała, że do końca będzie to próba sił. Wzajemne odkrywanie. Wyznaczanie granic. Kto pierwszy zrobi kolejny ruch. Kto pierwszy odkryje kawałek siebie…
Wpatrywali się w siebie przez chwilę. A potem House zrobił cos, co zaskoczyło ja kompletnie. Wolną ręką przesunął po jej tali zatrzymując się dopiero na jej piersi. Nie spuszczał wzroku z jej twarzy czekając na jej reakcje.
-Chciałbym, żebyś powiedziała, że na mnie lecisz. –Stwierdził pocierając kciukiem w miejscu, gdzie wyczuł twardniejący pod materiałem sutek.
Czuła jak kolana uginają sie pod nia pod wpływem jego dotyku. Czuła jak cześć jej świadomości krzyczy i błaga o jeszcze. Nie cofnęła się. Nie odtrąciła jego dłoni. Przejmujący dreszcz pożądania przeszył jej ciało. Ale nie mogła się poddać. Nie teraz. Nie pokaże mu jak wielka ma władzę nad nia.
- Tylko jeśli, przyznasz, jak bardzo lecisz na mnie –mówiąc to zbliżyła się jeszcze bardziej i przejechała dłonią po jego udzie, zanim nie zatrzymała się na kroczu. Pod grubym materiałem dżinsów natychmiast wyczuła wypukłość i uśmiechnęła się z satysfakcją. Dostrzegła w jego oczach zaskoczenie. Pierwszy raz w życiu House nie wiedział, co powiedzieć. Ta kobieta udowodniła, że nie cofnie się przed niczym w ich grze. Zdecydowanie była godnym przeciwnikiem.
Czuł jak rozpina mu rozporek, a jej ciepła dłoń obejmuje jego męskość, niczym Pan i Władca. Tak właśnie się czuł. Niewolnik własnych pragnień. Wtedy po raz pierwszy w życiu poczuł, że przegrał. I po raz pierwszy w życiu cieszył się z przegranej. Gwałtownie przyciągnął ja do siebie i pocałował. Zachłanny i pełen pasji pocałunek przelał wszystkie jego uczucia. Kiedy jej wargi rozchyliły się –miękkie, kuszące i zapraszające, westchnął przeciągle. Ta kobieta doprowadzała go do szaleństwa. Przycisnął ją do ściany i objął dłońmi pośladki przyciskając je do swoich bioder. Nic nie mało znaczenia. Nic się nie liczyło. Ani miejsce ani czas, ani prowadzona od dawna gra. Wszystko było jak mgła, która rankiem opada ukazując prawdziwe barwy swiata…
Nagle odgłos otwieranych drzwi przywrócił ich do rzeczywistości. Z żalem oderwał się od jej ust i spojrzał w ich kierunku. Taub, Kutner, 13 i Foreman stali z otwartymi ustami wpatrując się bez słowa w rozgrywająca się na ich oczach scenę. Zasłonił sobą zażenowaną Cuddy, szybko zapinając rozporek.
- Jesteście zwolnieni –Wycedził bez ogródek w stronę zszokowanych lekarzy.
-Eeee… przyjdziemy potem. –Wyjąkał Kutner zamykając przytomnie drzwi.
- Czy nie wydaję ci się, że możemy wziąć wolne na resztę dnia? –zasugerował, odwracając się do administratorki.
|