Lśnienie The shining NZ

Zweryfikowane przez rocket.
Z dedykacja dla Ani :*
Mogą byc jeszcze bledy poprawie pozniej na razie literki zamiast imion i nazwisk bo wstawiane na szybko.
Jeszcze jedna uwaga prosze mi nie czynic zazutow ze postacie sa niekanoniczne i brak odniesien (prawie) do serialu- taki byl moj zamiar :)
Leżał na lewym boku, z pociętego nadgarstka płynęła krew i skapywała na posadzkę. Tracił świadomość. Nagle poczuł mocne szturchnięcie…
- Obudź się! życie ci niemiłe! Otwórz oczy! Jak przez mgłę zobaczył niewyraźną sylwetkę mężczyzny. Związał mu nadgarstek bandażem.
-Pójdę po kogoś- usłyszał niewyraźny szept.
Po kilku minutach przyszedł pielęgniarz, założył desperatowi kaftan. Greg House - tak się nazywał, przebywał w szpitalu psychiatrycznym od dwóch lat. Trafił tu z powodu depresji, kilka razy próbował popełnić samobójstwo. Leżał odurzony lekami. Jego martwe stalowoniebieskie spojrzenie wyrażało ogrom bólu jaki przeżył. Choćby nawet niczego nie pojmował, uczucia zawsze pozostaną żywe. Beznamiętnie patrzył w sufit, zasnął. Ocknął się kilka godzin później, ręka pulsowała, powieki opadały, zbyt mocno zawiązany kaftan powodował ból całego ciała. Jęczał cicho łzy płynęły mu po policzkach, niczego nie pamiętał. Ktoś podszedł do niego, poluzował więzy i usiadł na łóżku.
- Kim jesteś?- spytał zalękniony.
- Mam na imię James, zabandażowałem ci nadgarstek- odparł
- Niczego nie pamiętam. Co zrobiłem?
- Próbowałeś popełnić samobójstwo.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi odejść ? Nie zasługuje na życie. Jestem jak cień uwięziony za wielką szybą moich myśli, której nie mogę rozbić.
Popatrzył smutno na mężczyznę, w jego oczach malowały się: Cierpienie i bezradność.
James pogładził, go po wychudzonym policzku, czuł żal, chciał mu jakoś ulżyć.
- Nie będę ci prawił morałów, rozumiem cię. Jestem schizofrenikiem, przeżyłem dwa nawroty depresji połączonej z urojeniami i dwie próby samobójcze. Proszę nie poddawaj się, chcę żebyś żył,
Greg rozpłakał się, wzruszyły go te słowa. Dawno nikt nie mówił do niego w ten sposób. Milczał. Minione dwa lata były koszmarem w szpitalu traktowali go jak śmiecia, gnębili na wiele sposobów. Nie wiedział jak zareagować, siedział ze spuszczoną głową. Przypominał zranione zwierze zwinięte w kłębek.
James delikatnie głaskał go po twarzy, jego dotyk działał na Housea kojąco. Przytulił go, położył, okrył kocem.
-Dziękuje - powiedział cicho i uśmiechnął się
James wrócił do łóżka i zasnął. Spał niespokojnie kilka razy wstawał, żeby poprawić Gregowi poduszkę i zmienić szmatki na obolałej ręce.
Rano zdjęto mu kaftan, ale został przywiązany do łóżka, ryzyko, że targnie się na życie, wciąż było wielkie. Dużo spał dręczyły go koszmary.
Najczęściej powtarzał się jeden : Biegł, goniła go jakaś postać z pistoletem, uciekał kilka metrów aż został złapany. Mężczyzna był ubrany na czarno, postrzelił go w kolano. Greg upadł zbir przystawił mu pistolet do głowy, uderzył kolbą ogłuszając i zabijał. Budził się przerażony. Dni i noce wyglądały podobnie. Nie mógł spać, a gdy zasnął budził się z wrzaskiem w środku nocy. Personel był obojętny na jego niedole, dawali mu tylko leki, bez żadnego wyczucia po których był otępiały i rozkojarzony. Wreszcie uwolniono go. Noce wydawały się nie kończyć, leżał skulony, drżąc na całym ciele. Raz nie mógł zasnąć siedział „przytulony” do ściany. James podszedł do niego, usiadł obok, głaskał po głowie. Zasnęli objęci nad ranem.
James starał się pomagać Gregowi. Wiedział, co przeżywa, zachorował na studiach. Oblał rok, zaczęło się niewinnie: Przeprowadzka, zmiana szkoły, stopniowo wszystko, było ponad jego siły. W domu coraz częściej wybuchały awantury, ojciec dręczył go, wytykał nawet najmniejsze potknięcia. Znosił to cierpliwie, aż któregoś dnia w przypływie szału, rzucił się na niego z nożem. Zdemolował dom, jego furia trwała długo i była intensywna. Obrzucał wszystkich wyzwiskami, bełkotał, wymawiał niezrozumiałe ciągi zdań. Ojciec obezwładnił go i zawiózł do szpitala. Lekarze umieścili Jamesa w izolatce. Spędził tu tydzień, 3 lata leżał w szpitalu. Nawet kiedy czuł się dobrze rodzina nie chciała go zabrać do domu. Był ubezwłasnowolniony przez ojca, więc nie miał nic do powiedzenia. Dobieranie odpowiednich leków trwało półtora roku. Przypominało torturę chodził zbyt pobudzony, spał albo godzinami wpatrywał się w jeden punkt nie wykonując żadnego ruchu. Chociaż wiele wycierpiał, traumatyczne doświadczenia nie odebrały mu radości życia. Tęsknił za miłością, dotykiem, dobrym słowem. Potrzebował przyjaciela, dostrzegł w Gregi bratnią duszę, udręczoną chorobą i zbolałą, ale zasługującą na wsparcie. Nie rozumiał swojego zachowania, nigdy nie pomagał ludziom chorym na depresję. Bał się otworzyć, lęk przed odrzuceniem był silniejszy od chęci posiadania kogoś bliskiego. Rozmyślał nagle usłyszał wrzask poszedł w stronę z, której dobiegał hałas. Zobaczył Greg, krzyczał przez sen, potrząsnął nim.
- Obudź się! Jesteś bezpieczny! House przerażony otworzył oczy. Spojrzał na Jamesa mętnym wzrokiem. Pot spływał mu z czoła.
- śniło mi się, że umieram sam- wyjąkał.
- Jestem zmęczony… Nie mam sił… jęknął
- Zostać z tobą ?- spytał James.
Kiwnął głową, rozmawiali wymieniając doświadczenia. Greg powoli się uspokajał, znów siedzieli do rana.
Wstał, nagle dostrzegł, że James rzuca się na niego z pięściami, oczy mu błyszczały przepełnione obłąkańczym szałem. Miał atak Greg obezwładnił go, włożył kaftan i poszedł po pielęgniarza. Jamesowi podano leki, z fazy pobudzenia przeszedł w stan katatonii. Leżał z otwartymi ustami, zastygł bez ruchu, wyglądał jak posąg. Greg jako lekarz wiedział, że nie może mu pomóc.
Czuwał przy nim ,dopóki nie odzyskał świadomości, zasnął na krześle. Obudził go cichy jęk, Jamesa wszystko bolało był wycieńczony po ataku.
- Jak ci pomóc?
-Daj mi pić.
Greg wziął kubek i napoił go.
- Śpij, szybciej odzyskasz siły
- Boję się, tu ktoś jest…
- Nikogo nie ma nic ci nie grozi.
Wziął go na kolana i długo do niego mówił, w końcu James zasnął.
Ataki powtarzały się kilka razy w miesiącu, w końcu Wilson wyczerpany powiedział do Housea: chcę normalnie funkcjonować, nie wytrzymam dłużej w tym szpitalu. Czuję się coraz gorzej.
- Nie da się nic zrobić? Przecież są programy umożliwiające chorym psychicznie powrót do społeczeństwa…
- Niestety ojciec mnie ubezwłasnowolnił…
- To spróbujemy, odwołać się od wyroku sądu, mam znajomego prawnika. Poproszę, żeby nas reprezentował
W oczach Jamesa błysnęła iskierka nadziei.
- Myślisz, że nam się uda? Nawet nie mam dokąd pójść.
- Moje mieszkanie stoi puste, zabiorę cię do siebie.
James uśmiechnął się – warto spróbować, nie wytrzymam tu dłużej.
- Pamiętasz, co mi kiedyś powiedziałeś? „Nie poddawaj się. Chcę, żebyś żył”. Ciebie proszę o to samo. Nie pozwolę ci tu gnić.
Wilson spojrzał na Grega z wdzięcznością.
- Na rozczulanie jeszcze przyjdzie czas, teraz zastanówmy się nad strategią.
- Od czego zaczniemy?
- To oczywiste, wykonamy telefon do prawnika. Przemyciłem komórkę, zadzwonię do Carla. Jakby ktoś pytał gdzie jestem, poszedłem do kibelka.
- Ok - powiedział Wilson z zapałem.
Wyszedł, skierował się do WC. Usiadł w kabinie, wyjął kom. i wybrał numer. - - Carl mówi Greg, potrzebuje twojej pomocy.
- Witaj Greg. O co chodzi?
- O poprowadzenie sprawy.
- Powiedz coś więcej.
- Mój kolega schizofrenik jest ubezwłasnowolniony. Leży w szpitalu od 3 lat. Co miesiąc przechodzi 3 nawroty choroby. Gdy przebywa w domu nie ma ataków, ale rodzice nie chcą go wypisać, odwrócili się od niego. Chce zostać jego opiekunem prawnym- streścił Greg.
- Znajdę dla ciebie czas.
- Kiedy się spotkamy?
- Przyjadę do ciebie we wtorek o 14.
- świetnie, aa jeszcze jedno.
- Tak?...
- Gdyby ktoś pytał kim jesteś powiedz, że naszym znajomym. Nie chce, żeby ktoś wiedział o naszych planach,
- Dobrze załatwione.
- Dzięki, że się zgodziłeś, do zobaczenia.
- Do zobaczenia Greg.
House wybiegł z łazienki i wrócił do Jamese'a.
- Carl przyjedzie do nas za tydzień. Wilson ucieszył się, nie mógł wykrztusić słowa. Dni mijały powoli, James wracał do sił, zdjęto mu kaftan. Cały czas przyjmował leki, był trochę otępiały, ale radosny. Dzięki Gregowi odzyskał nadzieję, często rozmawiali. House siedział obok niego. Miał mniej koszmarów i więcej siły do życia, wspierali się wzajemnie, Wież miedzy nimi była coraz silniejsza, ufali sobie. Wreszcie nadszedł wtorek.
- Carl dzwonił, ze już jedzie- powiedział Greg
- Przyjdzie do nas czy mamy na niego zaczekać w kibelku?- zapytał James z łobuzerską miną.
Greg przewrócił oczami. Musimy się zająć sprawą- powiedział poważnie. Obaj parsknęli śmiechem. Carl wszedł do pokoju.
- Witajcie! Co tu tak wesoło?
- Rozważaliśmy urządzenie orgii w kibelku- odpowiedział Greg, robiąc niewinną minę
- To o takiej poradzie prawnej mówiłeś, sprytnie.
- Domyślny chłopczyk, tędy proszę, wskazał ręka drogę do łazienki. Wybuchnęli śmiechem.
- Dość żartów, zabieramy się do pracy. Opowiedzcie szczegółowo o sprawie.
- James opisz Carlowi wszystko po kolei.
- W porządku, 3 lata temu , zachorowałem i zostałem ubezwłasnowolniony przez ojca. Rodzina nie kontaktuje się ze mną od tego czasu. Ojciec bez uzgodnienia podejmuje wszystkie decyzje, które mnie dotyczą. Nawet kiedy nie mam ataków, nie pozwala mi wyjść ze szpitala na przepustkę. Chcę, żeby Greg został moim opiekunem prawnym.
- Rozumiem, najpierw nakreślę wam sytuację od strony formalnej. Pytajcie, jeśli czegoś nie zrozumiecie.
- Dobrze odpowiedzieli zgodnie.
- Sprawę można wygrać- zaczął Carl- ale musicie poznać argumenty przemawiające na waszą korzyść i niekorzyść. Wymienię je w punktach. Zacznijmy od pozytywnych:
- Pomyślne rokowania dla was.
- Regularne leczenie farmakologiczne (dot. Was obu)
- Wasza wieź wspomaga terapię.
- Odstawienie używek przez Grega – wyliczył Carl
- Jak wygląda rozprawa?- zapytał James. Nigdy nie byłem w sądzie.
- Nic szczególnego, dużo biurokracji, najważniejsza zasada: W sądzie panem i władcą jest sędzia.
- Pewnie będą wyciągać rzeczy upokarzające dla nas ..- wtrącił Greg. Gdzie jest granica, której nie może przekroczyć oskarżenie? – zapytał.
- Pytania nie mogą być, obraźliwe, uwłaczające i niezwiązane ze sprawą. Wyliczmy jeszcze rzeczy, które mogą nam zaszkodzić:
- Używki stosowane przez Grega (leki, alkohol) i - Długotrwałe uzależnienie Grega od nich.
- Wielokrotne próby samobójcze Grega.
- Wielokrotne próby samobójcze Jamse'a.
- Ciężkie schorzenia na które cierpicie ( Schizofrenia, Depresja).
- Stopień zagrożenia dla siebie i otocznia podczas ataków.
- Możesz mi wytłumaczyć dwie kwestie, bo nie zrozumiałem?- Spytał James.
- Jasne, które?
- Dlaczego nasze rokowania i obecny stan zdrowia są tak istotne?
- Dlatego, że jeżeli sędzia i obrona będą dociekliwi odnośnie tego tematu, możemy przegrać. Nie oszukujmy się Schizofrenia i Depresja są ciężkimi chorobami, Nawet nie sposób ich porównywać. Trudno będzie udowodnić, że umiecie sobie poradzić bez pomocy innych.
- Jeszcze ci coś wyjaśnić?
- Nie dzięki wszystko zrozumiałem.
- A ty Greg ?
- Też.
- W takim racie przyjadę do was jutro. Złożymy odwołanie od decyzji sądu. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, dziękujemy ci za pomoc. Pożegnali się, Carl wyszedł.
Greg poczuł senność i powiedział do Wilsona:
- Jestem zmęczony, usiądź przy mnie. Łatwiej mi będzie zasnąć w twojej obecności.
- Dobrze, zostanę z tobą, dopóki nie zaśniesz- powiedział James, siadając na jego łóżku. Greg przespał spokojnie popołudnie. W nocy, śnił że siedzi w lesie ze związanymi rękami i nogami, zauważył postać skradającą się w jego kierunku. Jej twarz zmasakrowana, bez oka, jakby na wpół spalona. Siekierą odcina ofierze palce u rąk – Greg wrzeszczy z bólu- później odrąbuje też ręce. Mówił przez sen: Zostaw mnie, nie rób mi krzywdy.
James usłyszał krzyk, podbiegł do łóżka Grega i zbudził go. Przerażony mężczyzna spojrzał na niego. Drżał. James przytulił go.
Długo wstrząsały nim dreszcze, zasnął nad ranem, dostał leki uspokajające. J trzymał go w ramionach. Wyglądał, tak niewinnie żałował, że musi go obudzić.
- Greg wstawaj!
Otworzył oczy.
- Co ci się śniło? Krzyczałeś.
- Nie pamiętam, pewnie jakiś koszmar,
- Dlaczego? Twoje sny są wynikiem stresu?
- Częściowo. Najwyraźniej podświadomie obawiam się przebiegu procesu i wyroku.
- Ja też, ale dzięki tobie odzyskałem nadzieje na szczęśliwe zakończenie.
- To nie bajka Disneya. Life is brutal, ale warto wierzyć w dobro- ironizował G
- Daj spokój. Jestem idealistą, ale moja wiara w nasze możliwości wynika z racjonalnych przesłanek.
- Niech będzie, istnieje ryzyko porażki. Obawiam się, że będziesz mieć atak jeśli przegramy.
- Masz racje, ale cena wolności zwykle jest wysoka, wytrzymam.
- Czuje, że nie raz pożałuje swojej decyzji, ale zaryzykuje i zamierzam o ciebie walczyć, bez względu na konsekwencje- powiedział dramatycznie Greg, składając ręce i robiąc świętoszkowatą minę.
- Jesteś niemożliwy!
- I za to mnie kochasz- powiedział uśmiechając się rozbrajająco.
James prychnął
-O której przyjedzie C ?- zapytał.
- O 14.30, a jest 13.30.
- Mamy czas, więc chcę cię o coś spytać…
- Dobrze, tylko bez psychoanalizy.
- Obiecuje.
- Pytaj, ale uprzedzam, jestem kiepski w określaniu swoich odczuć.
- Rozumiem. Dlaczego byłeś uzależniony od leków i jak zachorowałeś?
- 2 lata pracowałem w PPTH, jako diagnostyk. Rozszyfrowywałem skomplikowane sprawy jak zagadki kryminalne. Dziewczyna mojego kumpla, która wracała ze mną z baru, została śmiertelnie ranna i zmarła. Uważał, że przyczyniłem się do jej śmierci, nie umiał mi tego wybaczyć. Zerwał ze mną kontakt, nie zobaczyłem go więcej. Zacząłem pić, dni bez niego były naznaczone cierpieniem. Uzależniłem się od leków uspokajających, wpadłem w depresję. Kilka razy próbowałem popełnić samobójstwo, łykając tabletki i popijając alkoholem. Kolejną próbę podjąłem w szpitalu- uratowałeś mnie- oto cała historia.
Patrzyli na siebie wzrokiem wyrażającym, gamę emocji, które jak różnorodne barwy malowały się na ich twarzach : lęk, niepewność, ból, żal, zagubienie współczucie, smutek, bezradność.
Wszedł Carl.
Witajcie! -Co tu tak smutno?
- Greg opowiada mi o swoim życiu. To nie jest rozrywkowy temat.
- Ale z pewnością intrygujący. Włóżcie smutki pod poduszkę i napiszmy wniosek.
- Dobrze- powiedział Wilson.
Usiedli na podłodze Carl wyjął papier. James, muszę złożyć wniosek w twoim imieniu- i zaczął pisać: Odwołanie od decyzji o ubezwłasnowolnienie : wnoszę o uchylenie decyzji sądu o ubezwłasnowolnieniu Jamese'a Wilsona i przyznanie opieki nad nim jego ojcu Rufusowi Wilsonowi.
Na podstawie następujących przesłanek:
-Brak kontaktu z rodziną. - Poprawa stanu zdrowia.
- Przebyte leczenie.
- Znalezienie osoby do opieki i nowego miejsca zamieszkania. Podstawą złożenia wniosku o uchylenie są w/w przyczyny. Załączam niezbędne dokumenty.
Z wyrazami szacunku Carl Taylor .
- Niestety muszę iść. Złożę odwołanie i mam rozprawę. Greg zadzwonię do ciebie wieczorem, uścisnęli sobie ręce i wyszedł.
Pójdziemy na zewnątrz? Ciągle siedzimy w budynku, zaczerpniemy odrobinę świeżego powietrza- zaproponował Wilson.
- Dobrze chodźmy.
Wyszli na dziedziniec, usiedli na ławce, rozkoszowali się słoneczną pogodą. Niespodziewanie do Grega podbiegła mała dziewczynka, miała niebieskie oczy i śliczne złote loki. Spoglądała na niego z uśmiechem, usiadła mu na kolanach. Wtuliła się w jego ramiona i zasnęła. Zaskoczony objął ja delikatnie. Pomyślał, że gdyby wszyscy podchodzili tak do chorych psychicznie, miałby odwagę zwyczajnie żyć. James spoglądał na nich z radością. Po kilku godzinach oddali dziewczynkę matce- przespała w ramionach House'a całe popołudnie- i wrócili do budynku.
- Idę do naszej Szarej przystani- zachichotał Greg, skręcając w stronę łazienki. James parsknął -Czekam na wieści czcigodny Gandalfie- krzyknął za nim.
Wszedł do WC, kiedy zadzwonił telefon.
- Cześć Greg mówi Carl.
- Cześć złożyłeś już wniosek?
- Tak rozprawa będzie za 2 tygodnie.
- To świetnie, Dzięki Carl, oby nam się udało.
- Jesteśmy na dobrej drodze. Przyjdę do was przed rozprawą to porozmawiamy.
- W porządku. Dobranoc, idę przekazać Jamesowi dobre nowiny.
- Dobranoc Greg.
- James rozprawa jest za dwa tygodnie, powiedział House, wchodząc do Sali.
- Naprawdę? Tak szybko, cieszę się.
Dni mijały błyskawicznie.
Nadszedł termin rozprawy.
Przyszedł Carl.
– Witajcie!
- Cześć - odpowiedzieli chórem
- Powiem wam o dwóch ważnych kwestiach.
- Słuchamy cię uważnie- powiedział.
- Po pierwsze- zaczął- James kiedy będziesz przesłuchiwany, musisz szczerze opowiadać o sobie, po drugie: Nie zwracaj uwagi na zaczepki oskarżyciela, będzie chciał cię zdyskredytować.
- Postaram się- bąknął James.
- Zaraz wychodzimy, wskakujcie w wystawne ciuszki, zaczekam na zewnątrz.
Pół godziny później, jechali do sądu.. James zachłannie zerkał przez szybę podziwiając krajobrazy Greg drzemał na tylnym siedzeniu. Dotarli na miejsce, weszli do budynku, usiedli przed salą rozpraw. Czekając…
Po godzinie zostali wezwani: - Sprawa Carl Taylor v. Rufus Wilson.
Weszli, zajęli miejsca.
- Proszę wstać, sąd idzie.
Zobaczyli wysokiego mężczyznę w czarnej todze,
- Proszę usiąść. Będzie rozpoznana sprawa CT v. RW
Stawił się wnioskodawca, a jednocześnie obrońca w procesie Carl Taylor, kandydat na opiekuna prawnego Doktor Gregory House i James Wilson osoba ubezwłasnowolniona.
Rodzinę Jamese'a Wilsona. Reprezentuje oskarżyciel Stephen Lecter.
- Proszę do barierki Jamese'a Wilsona. Nazywa się pan James Wilson, mieszka w Chicago i ma 35lat ?
- Tak wysoki sądzie.
- Proszę podnieść prawą rękę a lewą położyć na biblii. -Przysięgam mównic prawdę, całą prawdę i tylko prawdę.
-Tak mi dopomóż Bóg- powiedział Wilson.
- Jak się zaczęła pańska choroba i czy potrafi pan powiedzieć co ją spowodowało?
- Zachorowałem na studiach, przyczyn było wiele, główne to przeprowadzka i stosunek ojca do mnie.
- Jaki był ojciec dla pana?
- Wyzywał mnie, bił, wytykał nawet najmniejsze błędy.
- Proszę bardziej szczegółowo to opisać.
- Kiedyś oblałem egzamin, dostałem lanie od ojca. Tydzień o tym mówił, wyzywając mnie od nieuków.
- Niech pan opowie krótko o przebiegu choroby.
- Pierwszy atak miałem w domu. Rzuciłem się na ojca z furią, obezwładnił mnie i zawiózł do szpitala.
- Czy Rufus Wilson szybko wystąpił o pańskie ubezwłasnowolnienie?
- Tak, miesiąc po pierwszym ataku.
- Dziękuje, są jakieś pytania do pana?
- Tak wysoki sądzie- powiedział- Stephen Lecter
- Próbował pan kiedykolwiek popełnić samobójstwo?
- Tak.
- Ile razy?
- Dwukrotnie.
- Proszę powiedzieć ile lat pan się leczy?
- 4.
- Cały czas przebywa pan w szpitalu. Dlaczego?
- Rodzina nie chce mnie wypisać do domu. Nie kontaktują się ze mną.
- Dziękuje, nie mam więcej pytań.
- Poproszę na świadka pana Gregorego House'a.
- Jak człowiek z depresją, może się zaopiekować schizofrenikiem?- Zaatakował Grega oskarżyciel po zadaniu pytań przez sędziego.
- Wie pan przywiążę go do łóżka, ot cała opieka- warknął.
- Odpowiedź pokazuje jaki jest pański stan zdrowia- odparował Lecter.
- Co się stanie jeśli nie podoła pan obowiązkom opiekuna?
- Wrócę do szkoły podstawowej.
- Dziękuje to mi wystarczy.
Greg wrócił na miejsce, posmutniał.
Zeznawał jeszcze ojciec Wilsona. Obrazowo opowiedział ckliwą historyjkę, wyssaną z palca.
Rozprawa dobiegła końca, czekali na werdykt. Carl położył rękę na ramieniu Grega.
Nie przejmuj się Lecter zwykle jest takim kanibalem prawnym.
House parsknął, qui pro quo Clarice- powiedział z uśmiechem.
- Sprawa RW v. CT ogłoszenie wyroku.
Zajęli miejsca na Sali sądowej.
-Wyrok w imieniu Courts of Law Chicago: Oddalam wniosek Carla Taylora o unieważnienie decyzji o ubezwłasnowolnieniu Jamese'a Wilsona.
- Uzasadnienie:
Proponowany nowy opiekun prawny nie jest w stanie sprawować czynności opiekuńczych ze względu na przewlekłą depresję.
- Dziękuje zamykam rozprawę. Wilson dostał ataku i znieruchomiał.
- Greg nie odpływaj pomóż mi go przenieść do samochodu- szepnął Carl.
Wyszli z budynku niosąc zesztywniałego Wilsona, po drodze spotkali sędziego.
Spojrzał na bezwładnego Jamese'a i spoważniał:
- Panie Taylor proszę przekazać mi cała dokumentacje medyczną, kopię tamtej sprawy i złożyć odwołanie od wyroku, Muszę lepiej się przygotować do werdyktu Lex injusta non est lex, a ja popełniłem błąd. Zrozumiałem to patrząc na tego nieszczęśnika.
- Dobrze wysoki sądzie.
- Lex injusta non est lex, szkoda, że trochę po czasie na to wpadł- zakpił House.
- Lepiej późno niż wcale- zauważył Carl.
Wnieśli Jamese'a do samochodu i wrócili do szpitala.
- Zostanę z tobą, nie chcę, żebyś zadręczał się w samotności- powiedział Carl.
Zdjął marynarkę usiadł obok Grega.
Był przy nim jego oczy wyrażały troskę, rozcierał jego przemarznięte ramiona, milczeli. Siedzieli przy Jamesie, cisza łaskotała ich uszy, sen muskał powieki. Wreszcie zmęczony Greg zasnął.
Śniło mu się, że idzie asfaltową drogą, ubrany w pasiak. Obok przechodzi kobieta w mundurze, przypominała esesmankę. Trzymała na smyczy ogromnego wilczura, zwierzę warczało obnażając kły. Nagle skoczyło na Grega, rzuciło mu się do gardła i zagryzło. House otworzył oczy. Carl podszedł do niego i położył mu rękę na głowie.
- Zagryzł mnie, zagryzł- jęczał
- Uspokój się to tylko sen- powiedział.
- Co z Wilsonem?
- Nadal nie odzyskał świadomości.
Greg wstał, podszedł do łóżka Jamese'a, klęknął przy bezwładnym ciele, położył głowę na wychudzonej piersi.
Wstrząsnęło nim łkanie, klęczał długo każda chwila stawała się nieskończonością.
Carl, stanął za nim podniósł G i obrócił, spoglądali na siebie. Oczy House'a lśniły udręką.
- Będzie żył- wycedził przez zaciśnięte zęby. Carl położył mu rękę na ramieniu
- Może nie pora o tym wspominać, ale trudno mi patrzeć na twoje cierpienie. Złożymy odwołanie, dostaniesz prawo do opieki, nie poddawaj się on przeżyje, jesteś jego nadzieją.
- Nie mam siły, jestem pyłkiem.
- Spróbuj jeszcze raz ze względu na niego..
Carl doprowadził Grega do łóżka, usiedli. House położył głowę na jego ramieniu, zasnął. Był zmęczony i słaby. Carl siedział z nim cały czas. Obudził się dopiero wieczorem.
Podszedł do Wilsona, który, odzyskał przytomność. Greg uśmiechnął się do niego.
- Cieszę się, że wróciłeś. Czuwał przy nim, zasnął szczęśliwy i bezpieczny.
Minęły dwa tygodnie James zdrowiał, a Greg ciągle miał koszmary. Jego stan uległ gwałtownemu pogorszeniu. Codziennie nawiedzał go inny potworny sen, powtarzał się w nich jeden motyw. Wielki, czarny pies, skrzyżowanie doga niemieckiego z dobermanem. Raz zagryzł go innym. razem odgryzł ręce. Greg budził się z krzykiem, co wieczór zasypiał w objęciach Jamese'a. Tylko dzięki niemu przetrwał najtrudniejsze chwile.
- Boli mnie- majaczył. Było coraz gorzej, został, poddany elektrowstrząsom dosłownie „przelewał się” Jamesowi przez ręce. Leżał ledwie żywy. James cierpliwie pielęgnował Grega- karmił mył- często płakał nad nim. Straciłby nadzieję, gdyby nie Carl, podnosił go na duchu, mimo trudności. Niezłomną dojrzałą wiarą, mobilizował do działania. Tłumaczył mu w krytycznych momentach jaki był Greg. Opowiadał o ich znajomości.
- On nie chciałby, żebyś się załamał. Pamiętam jak do mnie zadzwonił, mówił o tobie z nadzieją w głosie. Wierzył, że będzie mógł ci pomóc, a nie jest osobą pokładającą nadzieję w mrzonkach. Jeżeli chciał się tobą zaopiekować, to był pewien, że wiele może zmienić w twoim życiu.- Powiedział Carl uśmiechając się.
- Rozumiem go, masz w sobie iskrę- dodał i spojrzał w smutne oczy Wilsona- Dlatego walcz o niego- dokończył. Wiem, zabrzmiało to banalnie, ale nie jestem mistrzem manipulacji- stwierdził z niewinną miną.
J uśmiechnął się. – Greg świetnie dobiera sobie znajomych – skwitował.
- Dziękuje- dodał.
House otworzył oczy, popatrzył na przyjaciół. James objął go mocno, płakał.
- Co to stypa ? Nie roń łez, przecież żyję- powiedział cicho.
- Wróciłeś- wydukał uszczęśliwiony Wilson.
Podniósł rękę dotknął twarzy Grega, całował jego włosy, czoło i wychudzone policzki. był bardzo słaby, zasnął.
- Muszę cię zostawić, idę przygotować się do jutrzejszej rozprawy- szepnął Carl.
- Dziękuje za wsparcie i wiarę we mnie.
- Nie dziękuj, nic nie zrobiłem. To sprawka twojej iskierki. Dobranoc- odparł i wyszedł.
Greg wracał do sił, postanowili złożyć odwołanie. Carl zdecydował, że ani Wilson ani Greg nie będą obecni na sprawie.
Minął tydzień. James i Greg siedzieli na dziedzińcu korzystając z uroków słonecznego popołudnia. Nagle usłyszeli huk, podbiegli do ogrodzenia. Ujrzeli rozbity samochód stojący w płomieniach.
- To wóz Carla- krzyknął Greg.
Przeszli przez ogrodzenie i podeszli do płonącego auta. Jakiś kretyn próbował wymusić pierwszeństwo, jego auto wbiło się w bok samochodu Carla, który natychmiast stanął w płomieniach.
Ostatnio zmieniony przez Karola dnia Nie 22:01, 21 Gru 2008, w całości zmieniany 3 razy
|