[Ducklings] Pamiątka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Pamiątka

Jako, że konkurs na fik roztrzygnięty, daję tu moja kandydaturę, tkóra zajęła drugie miejsce : D
Abyście sie podzielili opiniami!

miłego czytania!




Pamiątka


Gdyby nie PSP Kutner by nie przetrwał tego lotu do Indii. Siedząc w klasie ekonomicznej musiał tolerować siedzące obok, wiecznie marudzące, dziecko. Dodatkowo po prawicy siedziała jakaś dosyć tłusta kobieta, w średnim wieku, która za cel postawiła sobie ciągłe zagadywanie do Lawrence’a.
Niech Bóg błogosławi Playstation!
Tylko dzięki tej zdobyczy technologicznej ta podróż była w miarę znośna. W miarę.
Lawrence odetchnął z ulgą wychodząc z samolotu i kierując się do terminalu. Tam, miała czekać już na niego rodzina od strony matki. Ciotkę poznał od razu – nawet po adopcji utrzymywała z nim kontakt i nie pozwoliła o sobie zapomnieć.
Ukochany Larry, jakie ci brzydkie amerykańskie imię dali! Ale ciocia i tak cię kocha za wszystkie czasy!
Także i tym razem wyściskała go tak, jak to robiła w dzieciństwie, obcałowała, zaszczebiotała ze szczęścia. W domu nakarmiła tradycyjną kuchnią indyjską, no, bo przecież te amerykańskie jedzenie to nie jest jedzenie. Po obiedzie Kutner mógł spokojnie odespać fatalną podróż i w końcu odpocząć po kilkunastu godzinach lotu i stania w terminalu.
Mimo straszliwego hałasu dobiegającego z ulicy, krzyków ludzi, muczenia krów i dźwięku starych motorowerów, Larry nie miał problemów z zaśnięciem.
Jak dobrze jest być wśród swoich – nawet jeżeli śpi się w nędznej lepiance.

Tradycją się już stało, ze wraz z kuzynami, Kutner idzie w miasto zaopatrzyć się we wszystkie najlepsze indyjskie przyprawy, które może potem porozdawać w Stanach wśród znajomych. Wtedy przez kilka tygodni jest najbardziej lubianą osobą w okolicy. Jednak tegoroczna wyprawa na targowisko była inna. Nie, nie chodzi tu o to, że nagle na targu było mniej ludzi. Wszystko pozornie wyglądało tak samo – przekupki przekrzykujące się nawzajem, handlarze wciskający najgorszą tandetę turystom, orszaki pogrzebowe przeciskające się najwęższymi uliczkami i bydło na każdym kroku. 50 stopni gorąca. Normalny dzień w Indiach.
Kutner nie raz był w tym miejscu, jednak ironia losu nad nim czuwała. Szybko stracił z oczy kuzynów, a próbując ich odszukać zapuścił się w coraz to bardziej opustoszałe uliczki.
Co się stało Lawrence? Przecież znasz to targowisko!
Jednak chyba nie aż tak dobrze, gdyż nogi poprowadziły go tam, gdzie jeszcze nie bywał. Nieco spanikowany rozejrzał się wokoło. Kilku staruszków przemknęło mu przed oczami, nad wyraz szybko jak na swój wiek, i znikło w jakiejś uliczce. Słyszał gwar ulicy, jednak sam znajdował się w jakimś opustoszałej części miasta. I wyjątkowo brudnej, nawet jak na te warunki.
Nie zdążył nawet się zastanowić nad drogą powrotną, gdy poczuł uderzenie w tył głowy.
I zobaczył ciemność.
Gdy się w końcu ocknął, nie znajdował się w tej pustej uliczce. Ba, nie był nawet w mieście!
Wokoło widział dżunglę, nieskończony głusz. Wysokie drzewa i krzewy, wielkie liście i trawa. Wokoło słychać było tylko świergot ptaków. Chwila, czyżby przed chwilą go ktoś wyrzucił w środku lasu?
Sprawdził kieszenie. Portfela brak. Takie oczywiste. Wszystkie dokumenty i pieniądze zginęły. Gdyby tego było jeszcze mało, zabrali jego ukochaną skórzana kurtkę, za którą dał ponad 300 $. To się nazywa szczęście.
Jedyne, czego mu nie ukradli to gliniana figurka nagiej kobiety siedzącej po turecku, którą wcisnął mu jeden z handlarzy pamiątkami. Widocznie uznali ją za bezwartościową, szczególnie, że miała ukruszoną prawą pierś.
Kutner sam nie wiedział, po co dał za to aż 2 $. Chyba kupił to tylko po to, żeby stary kupiec się odczepił. Chociaż, kto wie… Może ma jakieś magiczne zdolności?
Jednak Larry nie miał ochoty śmiać się z własnego dowcipu. Był wściekły, cholernie wściekły. Jednak dobrze wiedział, że rzucanie gałęziami przed siebie w frustracji na nic się zda, wiec przestał to robić. Trzeba pomyśleć logicznie.
I pójść za śladami kół samochodu.
Tak też zrobił. Jednak po 15 minutach marszu, Kutner stracił nadzieję na wydostanie się z głuszy. Drzew przybywało, zarośla robiły się gęstsze. Do tego komary i muchy jakby przeprowadziły zmasowany atak. Nawoływania Kutnera nic nie dawały – wciąż żadnych oznak ludzkiego życia. Tylko Larry i wielka dżungla, epicka śmierć, godna każdego romantyka.
Najgorsze jednak było to, że Kutner nie był romantykiem i nie miał zamiaru tak umierać.

Po godzinnej wędrówce i oczywistym zgubieniu jakichkolwiek śladów, Lawrence w akcie desperacji padł na ziemię, twarzą skierowaną ku czystemu niebu. Wygląda na to, mówił sam do siebie w myślach, że zdechnę tutaj i nigdy już nie zagram w GTA.
I tak by leżał w nieskończoność rozmyślając nad rzeczami, które nie będzie mu już dane zrobić, gdyby nie to, że przeleciał nad nim motocykl. Najprawdziwszy. Z hukiem, rykiem silnika. Kutner zerwał się na równe nogi.
Maszyna zatrzymała się kilka metrów za nim. Z piskiem opon zahamowała w błocie, które rozprysnęło się na wszystkie strony – scena wręcz filmowa. Równie i postać, która siedziała na motocyklu, był jakby ściągnięta z ekranu kinowego.
Kobieta idąca w jego stronę zwróciła się do Kutnera w języku hindi. Jednak dla niego, nieznajoma w niczym nie przypominała hinduski. Zdezorientowany nawet nie zrozumiał wypowiedzianego przez nią zdania.
Powtórzyła je.
- Słucham?
- Ach, widzę, ze tobie będzie tak łatwiej. – Rzuciła nieznajoma po angielsku. Kutnerowi od razu przypomniał się Chase, gdyż nieznajoma miała bardzo podobny akcent do tego, który posiadał Australijczyk. Ale nie tylko to było dziwne w tej kobiecie. Była ubrana dosyć specyficznie, w dodatku nosiła przy sobie broń… chwila, broń?!
Kutner odskoczył do tyłu, jednak pech chciał, że niefortunnie posadzone drzewo umieściło swój korzeń pod jego stopą. Upadek był nieunikniony.
- Chcesz złamać nogę? – Zapytała kobieta, jednocześnie pomagając mu wstać. – Tak właściwie, to nie jest odpowiednie miejsce na takie sprawy. Nie dojeżdża tu karetka. A prędzej i tak dane by było tu umrzeć od ukąszenia Latrodectus tredecimguttatus.
- Co?
Kobieta przyjrzała się uważniej Kutnerowi. Uśmiechnęła się nieco złośliwie, jakby chcąc dać do zrozumienia, że to ona w tej chwili jest panem i władcą, i żywot Larry’ego zależy tylko do niej. W chwili, gdy tak stała obserwując Lawrenca, ten przyjrzał się jej dokładniej.
Smukła, umięśniona, oblepiona błotem i potem, jednak pociągająca, jak mało która modelka z okładki. Ale z drugiej strony taka niedostępna. Wyglądała na około 30 lat, jednak swoją gibkością i figurą mogła dorównać każdej nastolatce.
- Okradli cię? Prawda? – Zaczęła. – Pewnie chcieli cię porwać i ukryć a potem wymusić 100 $ okupu od rodziny… zauważyli, że mają do czynienia z Amerykańskim turystą… cóż, amatorzy pewnie wystraszyli się tygrysów i woleli już nie jechać dalej w dżunglę.
Kutner sam nie wierzył w to, co słyszał. Gdy nieznajoma podeszła do motocyklu i wsiadła na niego, wreszcie się odezwał.
- Ale… no tak, racja. – Przyznał nieco zawstydzony. – Zna pani drogę powrotną?
- Jak ci na imię?
- Lawrence Kutner.
Kobieta odpaliła silnik. Wystraszone ptaki wzbiły się w powietrze.
- Wskakuj.
- A pani… jak do pani mam się zwracać?
- W tej chwili to nieistotne, wskakuj.

Kutner nie mógł uwierzyć w to, że przemierza dziką dżunglę na najnowszym modelu motocyklu terenowego, wraz z jakąś uzbrojoną kobietą. Ryk silnika zagłuszał zdrowy rozsądek. Przynajmniej do momentu, gdy nie dojechali do małego obozu przy jakiś niewielkich ruinach.
- Możesz skorzystać w mojego sprzętu. – Rzuciła kobieta schodząc z motoru i kierując się ku sporemu namiotowi, w którym, jak mniemał Larry, trzymała swoje rzeczy. Po chwili wydobyła z niego telefon satelitarny i przenośny komputer.
To było niemożliwe. Miała dostęp do Internetu! W takiej głuszy!
Kutner śni, czy odnalazł brakujące ogniwo w technologii informacyjnej?
- Przepraszam, ale co pani robi w takiej głuszy? Zupełnie sama?
Kobieta oparła się o swój motocykl. Chwile jakby się zastanawiała.
- Szukam odpowiedzi. – Widać było, ze nie chciała wtajemniczać Kutnera w szczegóły, ten to zrozumiał i nie pytał o więcej. Zasiadł na ziemi z telefonem satelitarnym, próbując się połączyć z jakąkolwiek cywilizacją. Bez skutecznie.
Nieznajoma wybawicielka widząc to, odebrała mu sprzęt i sama zadzwoniła we właściwe miejsce, płynnie tłumacząc wszystko centrali w języku hindi.
- Przepraszam – Kutner jakby czuł się bezużyteczny. Ta kobieta go wręcz przytłaczała. – Jestem lekarzem a nie informatykiem.
Ani pieprzonym Indianą Jones’em.
- Lekarzem? Podziwiam lekarzy.
Wskazała mu miejsce na karimacie wystawionej przed namiotem.
- Zanim przyleci helikopter może się pan posili. Marnie pan wygląda.
Gdy tak Kutner rozgłaszał się w pełnym technologii obozie pani „szukającej odpowiedzi” ta zainteresowała się dokładnie tym, co zginęło lekarzowi. A mało tego nie było – pieniądze, dokumenty, kurtka, kartka pocztowa i dwa guziki, które miał doszyć do koszuli.
- No, ale przynajmniej zostawili mi to! – Zwołał ze śmiechem Kutner wyciągając z kieszeni spodni gliniana figurkę.
- Bloody hell! – Syknęła kobieta.
Zapadła cisza.
Która po chwili została przerwana przez gwałtowny ton nieznajomej.
- Skąd to pan ma? Skąd?!
Kutner nie ukrywał swojego zdezorientowania. Raz po raz spoglądał to na figurkę, to na kobietę.
- Pytam jeszcze raz…
- Jakiś staruch mi to sprzedał, pamiątka jakaś. Przecież to jest nic nie warte!
Jednak widocznie nieznajoma uznała inaczej, gdyż chwilę potem wyrwała wręcz lekarzowi figurkę z dłoni, jednocześnie wyciągając broń. Lawrence dziękował w duchu, ze jednak nie celowała w niego.
- Czy pan zdaje sobie sprawę, co to jest?
- Nie.
- Właśnie widzę! – Kobieta wyglądała na poirytowaną – Toż to fragment układanki! Ten fragment, który szukam od trzech dni! Że tez los taki jest…, ale w końcu!
Mężczyzna odsunął się nieco, jakby bojąc się, ze w przypływie szczęścia oberwie kulką w łeb.
- Ludzie to ignoranci, mają w rękach fragment Kandarija i nawet tego nie dostrzegają! Bramy do skarbów i wieczności!
Spojrzała spod przymrużonych powiek na Lawrenca. Schowała broń i jakby nigdy nic, podeszła do motocyklu.
- Wskakuj. – Rzuciła, nawet nie patrząc na mężczyznę.
On jakby nie rozumiał
- Wskakuj.
- Ale... helikopter?
- Nie mam zamiaru dłużej czekać. Albo odszukam kamień teraz, albo już nigdy. Masz wybór. Czekać dwie godziny na pomoc wśród tygrysów, ale pojechać ze mną i zobaczyć coś, czego w życiu nie byłbyś w stanie nawet pojąć.

Jechali przez gęstwinę około pół godziny. Tak przynajmniej oznajmiła nieznajoma, gdyż Kutner ze względu na napad nie posiadał już zegarka. Szczęśliwi czasu nie liczą? Być może, ale Lawrence nie potrafił określić czy to, co teraz czuł jest szczęściem. Raczej ciekawość przemieszana ze strachem. Albo po prostu ten klimat mu nie służył.
Chociaż może nieco zadowolenia w nim było, – gdy zobaczył niesamowite ruiny obrośnięte liczna roślinnością, poczuł satysfakcję, że jednak pojechał w głąb głuszy zamiast lecieć helikopterem do domu. Oglądając starożytne budowle, które swoim majestatem wręcz jak biżuteria ozdabiały horyzont, nawet nie zastanawiał się nad tym, czy czekają na niego w lepiance w mieście.
Budowle ciągnęły się wzdłuż jednego z klifów, który jakby uginał się pod ciężarem lasu. W dolinie pełno było nieznanej dotąd Kutnerowi roślinności a pomiędzy krzewami i zaroślami dostrzec można było różnej wielkości rzeźby, które zapewne już nie jedno widziały. Spacerując między nimi miało się wrażenie, ze jest się ciągle obserwowanym.
Świątynie, które oglądał Kutner były podobne do tych, które zwiedzał w Kandarija jednak jedna zasadnicza różnica od razu rzucała się w oczy – te budowle jakby nie znały pojęcia „turysta”. Brak wydeptanych szerokich ścieżek, ogrodzeń, tablic informacyjnych i przewodników. Jak gdyby zastygły w czasie, ukryte gdzieś w głębokim lesie.
Wraz z kobietą zostawił motocykl przy jednym z posągów i dalej ruszyli pieszo.
- Trzymaj! – Nieznajoma rzuciła w stronę Kutnera kamerę cyfrową. – Na coś się przydasz. Filmuj.
Mężczyzna posłusznie włączył sprzęt i skierował obiektyw ku twarzy kobiety.
- Nie mnie, ruiny!
- Wybacz…
Kutner zaczął filmować budynki i rzeźby wokoło. Starał się robić to dokładnie i najlepiej jak tylko umiał. Kobieta przy tym coś komentowała, jak na filmie przyrodniczym – w tym monologu było pełno dziwnych nazw, imion, określeń i dat. Mało, co z tego zrozumiał, zastanawiał się tylko, kiedy obejrzy to dzieło kinematografii na National Geografic Chanel.
Kobieta gestem nakazała Kutnerowi iść za nią.
Znaleźli się przy jednej z bocznych bram, która była wokoło ozdobiona licznymi płaskorzeźbami, jakby skopiowanymi z „Kamsutry”. Można by było od samego patrzenia na te figurki zgrzeszyć. Jednak poszukiwaczka jakby w ogóle się nimi nie zainteresowała. Skupiła się na prowizorycznym zamku, który, jak mniemał Kutner, miał im pozwolić wejść do środka. Przekręciła kilka bolców i pociągnęła za niewielką dźwignę, ukrytą pod bluszczem. Drzwi stanęły otworem.
Kutner zapytał, czy już tu była. Nie usłyszał odpowiedzi.
W środku świątyni ciągnął się długi, ciemny korytarz, który także został obrośnięty roślinami. Kutner nie mógł się nadziwić tym widokiem. Gdy tak z zaciekawieniem oglądał każdy zakątek tego korytarza, kobieta kazała mu pozostać w miejscu i się nie ruszać przez następne dziesięć minut. Ona sama zaś wskoczyła na skalną półkę znajdującą się w ścianie po lewej stronie. Po chwili znikła z oczu Kutnerowi. Słyszał tylko jej kroki i miarowy oddech odbijający się echem od ścian. Kilka chwil później, podłoga przed Kutnerem się zapadła ukazując wielki, ostre i ostrza zabarwione czerwienią. Lawrence wręcz stał na krawędzi.
- Teraz możemy iść. – Usłyszał za sobą głos kobiety. Jakimś sposobem znalazła się tuż za jego plecami, chociaż według praw fizyki…
- Tu jest tyle ścieżek, ze mogłabym wyjść nawet pod tobą. –Rzuciła widząc jego zdziwioną minę. Podeszła do krawędzi i powoli spuściła się na niższy poziom, który był jakieś 2 metry pod nimi. Oczywiście między wielkimi kolcami.
- Wskakuj.
- To chyba nie jest odpowiednie określenie…
- Wskakuj.
Lawrence raczej nie mógł dyskutować. Zamiesił sobie kamerę na szyi i powoli zaczął spuszczać się w dół. Zahaczył koszulką o kolec, a ta rozdarła się nas pół. Pięknie, pomyłśał, k**wa, pięknie!
Będąc już na dole zrzucił strzępy trykotki i przez chwilę się w nie wpatrywał. Taka ładna, niebieska w paski. Kobieta szybko wyrwała mu materiał z ręki i wsadziła do swojego niewielkiego plecaka.
- Bywa. A teraz chodźmy.
Nie trzeba nawet wspominać jak zażenowany mógł czuć się Kutner idąc ciemnymi katakumbami z nagą klatka piersiową w towarzystwie niezniszczalnej Wonder Woman, która podczas tego spaceru jeszcze kilka razy znikała w przedziwnych korytarzach. Zawsze z takimi samymi efektami – odblokowanie drzwi, pułapek albo jakiś bolców. Z jednej strony Kutner był sparaliżowany strachem z innej zaś – był niesamowicie tym wszystkim zachwycony.
Filmował wszystko, co dane mu było zobaczyć.
Nie mógł się niczemu nadziwić, a szczególnie widokowi wielkiego posągu bogini Kali, który został wybudowany za świątynią, przez którą przeszli. Wysoki na dwadzieścia metrów, obrośnięty bluszczem, mimo oznak czasu na swojej fakturze, dalej zachwycający. Mimo, iż Kutner czuł się jak intruz w tym miejscu i przepełniał go nieuzasadniony lęk przed świetnością tego miejsca, nie żałował, że się tam znalazł.
Kobieta weszła na mostek kierujący się ku posągowi. Jednak w pewnym monecie kończył się on, zostawiając około dziesięciometrową wyrwę w ścieżce. A pod nimi nieskończone metry doliny.
Jednak kobiecie to nie przeszkadzało. Po chwili rozglądania, skupiła wzrok na jednym z elementów innego, mniejszego posągu. Chwile potem wręcz rzuciła się w przepaść. Zanim Kutner zdążył zareagował rozległ się dźwięk uderzania metalu o kamień a nieznajoma zawisła na linie ponad wyrwą w moście.
- O k**wa…
Tylko taki komentarz cisnął się na usta Lawrenca.
To, co później się stało można by było opisać w niejednej książce przygodowej. Jednak Larry nie znał wystarczających słów by opisać zgrabność, gibkość i zręczność kobiety, która huśtając się na linie dostała się na posągu bogini Kali. Później kilkoma susami przedostała się na głowę rzeźby, stanęła na niej i przyjrzała się płaskorzeźbom umieszczonym ponad nią. Kutner to wszystko filmował z największą dokładnością.
Parę chwil później kobieta wyjęła glinianą figurkę, którą Kutner kupił za 2$.Umieściła ją w jednej z płaskorzeźb. Coś zazgrzytało, upadło, rozsypało się. Ręka Kali zaczęła się poruszać, przesuwać ku dołowi, odkrywając jakąś skrytkę ze złotymi drzwiczkami.
Jak można się domyślać kobieta nie czekała długo by skoczyć ku swoistego rodzaju sejfowi. Stojąc na krawędzi zaczęła przesuwać kolejne, średniej wielkości bolce naokoło drzwiczek. Gdy stanęły otworem, ze skrytki wyjęła dosyć spory, lśniący kamień.
Gdy wrócił do Kutnera (skacząc oczywiście po wszystkim, co możliwe i ponownie huśtając się na linie), ten mógł przyjrzeć się skarbowi osobiście. Gdy kobieta na głos opisywała historię kamienia, Kutner podziwiał jego wdzięki.
Idealna kula, lśniąca czerwienią, czystą czerwienią. Jakby dająca sama z siebie światło. Była może wielkości piłki do siatkówki – Larry nawet nie chciał wiedzieć ile była warta.
Kobieta szybko wsadziła ją do materiałowego worka, dobrze przewiązała linką i przewiesiła tę torbę przez ramię.
-Czas wracać. – Rzuciła kierując się ku wyjściu.
Larry stał jeszcze chwilę wpatrując się w posąg bogini Kali.
- Nie chcesz wracać? – Usłyszał za sobą.
- Chcę… - odparł nieco nieobecny. Zwrócił się ku kobiecie, która czekała na niego przy wejściu do korytarza.
- Chcę wiedzieć, dlaczego…?
Nieznajoma chwilę milczała, po czym powolnym krokiem podeszła do Kutnera. Spojrzała po posągach i budynku, który znajdował się za nim. Potem skierowała wzrok na lekarza.
- What can I say… I like pretty things.



_________________



Ennonychus raptor vel Szczęki Przeznaczenia

PostWysłany: Wto 11:27, 24 Mar 2009
PannaN
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 13

Posty: 885

Miasto: Katowice
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Zastanawiam się co by tu napisać, czego Ci już wcześniej nie napisałam i jestem w kropce;) Wiesz, że bardzo mi się podobało: bo nie dość, że oryginalnie, świeżo i z polotem, że akcja pędzi jak szalona (niewygimnastykowany dostałby zadyszki), to jeszcze świetnie się czyta i... Twój tekst wciąga niesamowicie! Naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak mało płodzisz?

:twisted:



PostWysłany: Pią 1:44, 27 Mar 2009
rocket queen
Pumbiasta Burleska



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 57

Posty: 3122

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04854 sekund, Zapytań SQL: 14