Jeden dzień, jedna noc, jeden sen... [M]
Tak, to znowu ja, tym razem przychodzę z czymś takim. Krótkie, ale takie wyszło :wink: O dawnym, smutnieszym Huddy... pisane kiedyś tam, bo teraz już tylko Happy Huddy jestem w stanie pisać, spojlerowcy wiedzą o czym mówię :D

Jeden dzień, jedna noc, jeden sen... [M]
Jeden dzień, dwie kawy, trzy spotkania, cztery podpisy. Tylko cztery. Jest dopiero południe. Kilka minut w windzie, kilkanaście biegania korytarzami. Godzina na zebraniu. Dwie spędzone nad bilansem. Wbrew wszystkiemu lubiła to.
Jeden dzień, już cztery kawy. Żadnych pacjentów i kilka ciekawych spostrzeżeń. Dochodzi piętnasta. Nadal nic. Lunch z Wilsonem. Kilka minut spędzonych na przegadywaniach z pielęgniarkami, kilka godzin u pacjenta. Oglądał General Hospital. Lubił to.
Dwa przeciwieństwa, dwie skrajności żyjące tuż obok siebie. Nieustannie wpychane sobie w ramiona przez przewrotny i pozbawiony zdrowego rozsądku los. Każde ich spotkanie było ułamkiem sekundy zatrzymanym w czasie. W czasie, w którym nie liczyło się nic więcej.
Kilka minut na cięte riposty. Godziny niesłownej walki. Uniki i podchody. Poddawali się temu bezwiedne.
Gdy on myślał o niej, ona już na niego czekała. Gdy wreszcie przychodził, przybierała maskę obojętności. Takie było ich życie. Takie sobie wybrali.
Jedna noc. Krótka i samotna. Bez czułych słów, delikatnych pieszczot i upragnionej namiętności. Księżyc, gwiazdy i cisza. Wszechogarniająca pustka i ona jedna pośród tej nicości. Bojąc się żyć zabiła swoją duszę.
Jedna noc. Długa, spędzona w towarzystwie Jacka Daniels’a. Bez dotyku delikatnej skóry, miękkich loków i bez smaku tych niesamowitych ust. Twardy niczym skała, pozbawiony uczuć egoista lubił takie życie. Ale, czy on naprawdę taki był…?
Jeden sen. Dwie pary oczu wpatrzone w siebie ze strachem i wielką nadzieją. Trzy kroki. Nieznana dotąd czułość. Ciała pragnące spełnienia. Zapach namiętności. Nagość. Powolne dążenie do celu. Milion myśli i zero słów. Tysiące gestów i jeden cel. Szorstki policzek i aksamitna skóra smakujące się nawzajem. Ogień i woda trawiące się w niekontrolowanym uniesieniu. Tysiące kolorów. Setki tysięcy imulsów nerwowych. Tyle.
Budzi ją wschód słońca. Przez rozgrzane ciało nadal przechodzą dreszcze. Znów o nim śniła. Jak każdej poprzedniej i zapewne następnej nocy dotykał jej drżącego ciała. Jak zwykle oddała się mu całkowicie. Nienawidziała swojej słabości, ale ponad wszystko kochała śnić.
Budzi go dźwięk upadającej butelki. Pustej butelki. Kolejna noc i kolejny sen. Unosząca się wokół woń alkoholu nadal mąci mu w głowie. Po raz kolejny to zrobił. Zatracił się w uczuciu, którego nie chciał i którego tak bardzo się bał. Znów do niego przyszła. Ponętna, seksowna i taka bezbronna. O nic nie pytała i o nic nie prosiła. Zwyczajnie była. Tak było prościej, bezpieczniej, łatwiej.
Była noc, był sen, a potem kolejny dzień.
|