 |
 |
 |
|
 |
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat
|
Wiadomość |
Autor |
|
 |
Dźwięk umierającej nadziei [M]
Taaak... No i stało się. Popełniłam hameronka. Miejmy nadzieję, że jest mniej beznadziejny niż mi się wydaje. Tylko nie bijcie - jest to wynik godzinnego spaceru po lesie i mojej chorej wyobraźni.
Nei spodziewajcie się happy endu.

Kiedy tego wieczoru postanowiłeś upić się do nieprzytomności nie miałeś jeszcze motywu. Zrobiłeś to ot tak sobie – dla przekory. Przyczyna pojawiła się później.
Kiedy twój mózg i myśli pozostawały już poza twoją kontrolą doszedłeś do dziwnych wniosków. Nie martw się – to nie była Twoja wina. Coś nieuniknionego. Chociaż, gdybyś tyle nie wypił… Nieważne. Bo to już się stało.
Przed Tobą na stole stały dwa pełne opakowania Vicodinu. Przyglądałeś im się uważnie, przewiercałeś wzrokiem zwykle zarezerwowanym tylko dla kłamliwych pacjentów. Nie, nie zastanawiałeś się czy powinieneś je wziąć. Zastanawiałeś się czy tyle wystarczy. Nie byłeś pewien. Mimo to nie poszedłeś po jeszcze jedną buteleczkę – nie, nie dlatego, iż uznałeś, że jest niepotrzebna. Po prostu byłeś tak pijany, że bałeś się, że możesz do niej nie dojść. Albo rozmyślić się po drodze.
Już wiedziałeś czemu to robisz. Utwierdziłeś się w tym wysypując na stół tabletki i układając je w trzy grupki. Było ich zbyt dużo, żeby łyknąć wszystkie naraz. Ale najpierw musiałeś coś jeszcze zrobić. Twój umysł nawet w stanie upojenia alkoholowego dopracowywał plan w najmniejszych szczegółach. W duchu dziękowałeś sobie, że ustawiłeś telefon przy kanapie.
Wybrałeś numer. Dziwne że się nie pomyliłeś – palce strasznie Ci się trzęsły. Odebrał już po pierwszym sygnale.
– House? – z głośnika dobiegł Cię zniekształcony głos przyjaciela.
– Hej Jimmy – powiedziałeś schrypniętym głosem. – Niech Cameron przygotuje dla mnie pokój na ER-ce.
I rzuciłeś słuchawkę na miejsce. A potem rzuciłeś telefonem – nie na miejsce – o ścianę.
Teraz mogłeś doprowadzić plan do końca. Nie, nie bałeś się. Nie uciekałeś. Nawet się nie wycofywałeś i nie wykonywałeś manewru taktycznego. Po prostu odchodziłeś z godnością. Nie dla siebie – dla niej.
Chwyciłeś w dłoń pierwszą grupkę tabletek. Łyknąłeś zapijając Burbonem – tak, on zawsze był przy tobie. Pomagał Ci dokonać tylu rzeczy… Tej ostatniej też.
Druga seria. Trzecia. A potem ciemność. Miałeś nadzieję, że zdążą. Gdyby nie zdążyli cały plan wziąłby w łeb. A drugiej szansy nie było.
Następnym co usłyszałeś był stopniowo narastający szum głosów. Wydawało Ci się, czy naprawdę gdzieś tam rozległ się krzyk paniki? Nieważne. Wsłuchiwałeś się, jednak nie mogłeś znaleźć jej głosu. Przecież musiał tam być.
Zebrałeś w sobie wszystkie siły. Uniosłeś powieki, rzuciłeś szybkie spojrzenia na boki. Otaczał Cię tłum ludzi w białych fartuchach. Znałeś kilku z nich. Mogłeś się nie obawiać. Zapewne będą się starać, ale wiedziałeś, że przecież Cię nie uratują. Mimo to utrzymają przy życiu na tyle długo byś mógł doprowadzić swój plan do końca.
Wtedy zobaczyłeś ją. Stała pod ścianą, obserwując akcję ratunkową szeroko otwartymi oczami. Szok i nieme pytanie dlaczego. Zagłębiłeś się w te tęczówki. Znalazłeś to, czego szukałeś. Zawsze uważałeś się za sadystę. Teraz należało udowodnić, że miałeś rację. Wwiercałeś się w nią wzrokiem aż spojrzała Ci w oczy. Posłałeś jej tak obojętne, miażdżące wszelkie uczucia spojrzenie na jakie było Cię stać. Wiedziałeś, że choć nie skutkowało tyle razy w przeszłości, tym razem się uda.
Faktycznie, udało się. Widziałeś jak miłość w jej oczach umiera. Ale coś tam zostało. Wpatrzyłeś się, chcąc zidentyfikować tą anomalię. Wiedziałeś – nadzieja.
Tak. Bo przecież nadzieja umiera ostatnia. Poczułeś, że rozumiesz. Jej nadzieja umrze tylko wraz z Tobą. Tak musiało być – właściwie wiedziałeś to od początku. Nigdy nie mogłeś z nią być. Nie umiałbyś. Unieszczęśliwiłbyś ją. Siebie nie – wręcz przeciwnie. Postanowiłeś, że zrobisz to dla niej. Myślałeś o tym jak bardzo chciałbyś znów poczuć jej usta na swoich.
Przestałeś walczyć – teraz kiedy już zrobiłeś wszystko, musiałeś zrobić więcej niż byłbyś w stanie. Musiałeś zabić nadzieję. Powieki zrobiły się zbyt ciężkie, jak z ołowiu. Opuściłeś je. Nie mogłeś ich utrzymać. Teraz tylko nasłuchiwałeś. Skupiałeś na tym całego siebie, bardziej niż na czymkolwiek innym. Czułeś, że tak musi być. Chciałeś by to się w końcu skończyło. Dla niej.
Wiedziałeś, że dalej tam stoi. Twoja mała Cam. Tak ją nazywałeś przez sen – oczywiście nie mogłeś o tym wiedzieć, ale w tamtej chwili twoja świadomość mieszała się z podświadomością. Czekałeś kiedy to nastąpi. Kiedy…? Już…? Już!
PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII…
Ostatnim co usłyszałeś był dźwięk umierającej nadziei.
Ciągu dalszego nie będzie.
|
|
_________________ "Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."
W. Wharton "Ptasiek"
Wysłany:
Nie 20:09, 29 Mar 2009 |
|
scribo
Kochanka klawiatury


Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12
Posty: 748
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
|
 |
Coś mało komentarzy w Hameronie. Fik piękny, pewnie za sprawą talentu autorki :D
Podoba mi się forma narracji, dodaje opowiadaniu tego czegoś. Uczucia ukazane w fiku są bardzo prawdziwe, miażdżą czytelnika tak jak House'a.
Życzę Ci więcej takich dzieł, oczywiście nie zawsze muszą się tak tragicznie kończyć :wink:
|
|
Wysłany:
Sro 11:04, 08 Kwi 2009 |
|
runiu
Stażysta


Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 101
Miasto: Gorzów Wlkp.
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Jak to się stało, że nie dostrzegłam tego ficka? No jak?
Ten tytuł i zarazem końcówka... Aż mi się coś tam poprzewracało w środku.
Cały House... Zdolny do wszystkiego, byleby dojść do celu.
|
|
_________________
,,People say: 'What do you think of people that only talk to you or like you because you're in Green Day?'
And I say: 'Well, I AM Green Day. That is me... that is my life.'"
Wysłany:
Sro 13:47, 08 Kwi 2009 |
|
Salamandra
Psychologiczny Iluzjonista


Dołączył: 27 Gru 2008
Pochwał: 19
Posty: 7968
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Fik orginalny, orginale zakończenie. Ale naprawdę bardzo ładne, idelanie przedstawiłaś zachowanie House. To co opisałaś naprawdę bardzo do niego pasuje.
|
|
_________________
Banner pożyczony od Jeanne
Zamałżowiony kochanej Pauli :*
Wysłany:
Czw 13:02, 09 Kwi 2009 |
|
lesio
Starachowicki Magnat


Dołączył: 31 Sty 2009
Pochwał: 15
Posty: 5489
Miasto: Starachowice
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
fik świetny, ale ja się popłakał... choć rzeczywiście to cały House... doprowadza cel do końca... nie ważne jak mocno rani innych... co zaczął - kończy...
|
|
_________________ FUS forever
sis - Sevir :**
... i dopiero wtedy stało się światło
"you are still terribly afraid to be hurt, your imaginary sadism shows that. so afraid to be hurt that you want to take the lead and hurt first." "Only with you, eternity wouldn't be boring."
Wysłany:
Sob 0:13, 16 Maj 2009 |
|
Caellion
Dziekan Medycyny


Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 15
Posty: 5591
Miasto: Bełchatów/łódź
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Piękne!!!!
|
|
Wysłany:
Czw 0:51, 16 Lip 2009 |
|
Ulka95
Dziekan Medycyny

Dołączył: 04 Kwi 2009
Użytkownik zbanowany Pochwał: 6
Posty: 8944
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Genialnie skomponowany fik. Taki prawdziwy. Czytając go czułam, jakbym była tam razem z nim. Naprawdę genialny!!
|
|
_________________
Banner od Jeanne
Wysłany:
Czw 12:00, 16 Lip 2009 |
|
bozenka21
Urolog


Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10
Posty: 2404
Miasto: Gdańsk
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Poruszyłaś mnie i kupiłam Twój tekst! Żałuję tylko, że w FEH-u można znaleźć jedynie to krótkie opowiadanie. Bez wątpienia zasłużyłaś na to, żeby poświęcić Ci więcej stronic w takiej publikacji :mrgreen:
|
|
Wysłany:
Czw 20:32, 16 Lip 2009 |
|
chocolate
Designer Miesiąca


Dołączył: 20 Maj 2009
Pochwał: 7
Posty: 462
|
Powrót do góry |
 |
|
|
|
 |
|
 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |