Chwila zapomnienia [Z]
krotko i na temat :-p daje 13, bo jakby ktos mial 0 lat, to moze sobie nie poradzic. mam nadzieje, ze sie spodoba
-House, czy ja jestem seksowna? –zmarszczył czoło zdziwiony.
-Nie, jak na ciebie patrzę, to bardziej przypominasz mi Matkę Teresę, niż Pamelę Anderson.
Usiadła zrezygnowana naprzeciwko niego.
-Proszę cię, porozmawiaj ze mną. Raz. Popatrz na mnie. Czy ja cię chociaż trochę pociągam? –popatrzył.
-Tak. I nie, nie prześpię się z tobą. –zamyślił się na chwilę. –chociaż właściwie, czemu nie?
-House, raz proszę cię o szczerość. –wlepiła wzrok w podłogę. -Wczoraj uznałam, że nie mogę w każdym widzieć męża. Poszłam do baru i…
-Ooh, Cuddy! –krzyknął zawiedziony. –Jak chciałaś seksu, trzeba było przyjść do mnie!
-Serio? Dzięki, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć! –krzyknęła rozzłoszczona i wyszła z jego gabinetu.
Greg pogrążył się na chwilę w myślach. Odtworzył w pamięci wszystkie jej wypowiedzi. Stwierdził, że interesuje go, o co jej chodziło. Ruszył w stronę jej biura.
-Przepraszam. –tym razem był poważny. –O co chodzi?
Westchnęła. Nie była już pewna, czy chce się mu zwierzyć. Wiedziała jednak, że był jedyną osobą, ze strony której mogła liczyć na szczerość. Wilson zapewniłby ją, że wszystko jest w porządku i zmyśliłby jakąś bzdurną bajeczkę, aby ją uspokoić. W głębi duszy chciała usłyszeć, że wszystko jest ok. Ale z ust House’a.
-Usiądź. –odpowiedziała zmarnowana. –W tym barze nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Chciałam poznać kogoś i zapomnieć na chwilę. O wszystkim. Ale zupełnie nikt nie podszedł. Upiłam się i wróciłam do domu. Sama.
House nie należał do Klubu Pocieszaczy, którego założycielem był Wilson, czy tam Matka Teresa. Wręcz przeciwnie-był w tym beznadziejny. Nie wiedział, co powiedzieć. Podszedł i objął ją.
-Powiedz, co jest ze mną nie tak? –kontynuowała.
-Nic, Cuddy. Tak już jest-nie wyglądasz na taką, która przychodzi do baru po chłopaczka na jedną noc. Wyglądasz lepiej. –nie chciał tego mówić. Nie chciał jej pocieszać. Nie chciał, aby w poważnej rozmowie wyczuła jakiekolwiek jego uczucie. Nie chciał pokazywać uczuć.
Przytuliła się mocniej.
-Jeśli chcesz, możemy dzisiaj iść do baru, poszukać ci chłopaka. –uśmiechnął się.
-Jasne, House. –popatrzyła na niego czule. –Zadzwońmy jeszcze po moją matkę.
-Będę po ciebie o 20. –powiedział i wyszedł, zostawiając Lisę lekko zdziwioną. Myślała, że to żart, jednak po chwili namysłu uznała, że właściwie nie ma innych zajęć na wieczór, więc może iść. Z pewnością House działa jak magnes na facetów…
***
Kwadrans po 20 byli na miejscu.
-Masz zaszczyt przesiadywać ze mną w barze, do którego przychodzę tylko z Wilsonem. –powiedział. Miał miły wyraz twarzy.
-Wow, nie zapomnę tej chwili do końca życia. –uśmiechnęła się. –Że niby tutaj mamy mi znaleźć partnera na dziś?
-Zobacz, to proste. Podoba ci się tamten blondyn przy barze? –spojrzał na nią łobuzersko i wskazał dyskretnie mężczyznę koło czterdziestki, wysokiego, dobrze zbudowanego przystojniaczka.
-Jeszcze pytasz? –wyszczerzyła się. House wstał i ruszył w stronę baru. Pociągnął za sobą Cuddy. Początkowo pomyślała, że po drinki, bo przecież nie podejdzie tak po prostu do tego gościa…
Jednak kiedy podeszli bliżej, House zagadnął:
-Cześć, poznałeś już Lisę? –i gdzieś się zmył. Zszokowana zachowaniem House’a, Cuddy wyszczerzyła zęby.
-Niestety jeszcze nie. –odpowiedział z szarmanckim uśmieszkiem. –Jestem Mat.
-Lisa, bardzo mi miło. –zmierzyła go wzrokiem. Mniam!
-Napijesz się czegoś? Podają tu świetną Frozen Margheritę.
-Chętnie. –uśmiechnęła się. –Czym się zajmujesz? –zaczęła serię ‘niewiarygodnie interesujących’ pytań zadawanych, gdy się kogoś poznaje i nie ma się o czym rozmawiać. Uśmiechnął się.
-Jestem barmanem, prowadzę bar kilka ulic stąd. A ty? –przez jakiś czas wymieniali się pytaniami. Skąd jesteś, co tu robisz. Bla, bla. Po paru drinkach rozkręciło się.
-Chodź, pojedziemy do mnie. –powiedział i musnął delikatnie jej usta. Pijana Cuddy zamiast iść za nim, zabrała płaszcz, wybiegła z baru i wsiadła w taksówkę. Sama.
***
House po zapoznaniu Cuddy z Matem, wrócił do mieszkania, położył się na kanapie i myślał, popijając Burbona. Koło północy usłyszał pukanie do drzwi. No tak, dzisiaj wtorek, pewnie to jakaś dziwka. Przychodziły co wtorek, nie musiał już nawet dzwonić. Wstał i dokuśtykał do drzwi.
-Cuddy? Myślałem, że właśnie uprawiasz dziki seks z Kenem baru! –zakrzyknął, udając wielkie zawiedzenie.
-Zamknij się. –odpowiedziała. Podeszła do niego, wspięła się na palce i delikatnie pocałowała jego usta. Spojrzał badawczo, po czym oddał pocałunek.
-Chodź, Cuddels, pokażę ci moją sypialnię. Mogę się dzisiaj pobawić w Kena z baru. –uśmiechnął się i pociągnął za sobą do łóżka, aby spełnić każdą jej fantazję.
|