Testament

Zweryfikowane przez rocket.
Chocia niewiele ia posiadam
Mienia, którego bych mógł zażyć,
Póki rozumu pełnią władam,
Z tego, czem raczył mnie obdarzyć
Bóg (ludzie mało!), w mey niedoley
Spisuję ów testament walny,
Na znak ostatniej moiey woley,
Iedyny i nieodwołalny.
Franciszek Willon Wielki Testament
***
Niestety nie mam wiele, bo większość wydałem na płyty, panienki i gitary po kilka tysięcy dolców za sztukę.
Kiedy to czytasz, jest już po wszystkim. Nigdy Ci nie powiedziałem, że umieram. Nic chciałem patrzeć jak rozpaczasz i ronisz krokodyle łzy nad moim marnym losem. Wiedziałem, od tamtego dnia kiedy zaprosiłem Cie na nasza pierwszą randkę. Zawsze uważałem, że mam bardzo dużo czasu. Że mam czas, na to, żeby Cie wkurzać, pić piwo i grac na gitarze. Okazało się jednak, że jak iększość idiotów chodzących po tym świecie, żyje w bezpiecznym złudzeniu i przekonaniu o własnej nieśmiertelności. Nie wiem dlaczego, ale ja tez uważałem, że śmierć mnie nie dotyczy. Człowiek głupi się rodzi i głupi umiera.
Wtedy przyszedłem do Ciebie i zaprosiłem Cie na randkę. Pamiętam Twoja śmieszna minę. Nie miałem pojęcia czy się zgodzisz, ale trzymając w reku rentgen, który wskazywał na nieubłagalny proces degradacji mojego mózgu, wiedziałem, że czas zaszaleć. Nie, nie w taki tradycyjny sposób; miałem dość panienek na telefon, litrów Burbona i odlotów. Chciałem czegoś innego.
Dostałem więcej niżbym kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. A potem, jak przewidział Wilson stałem się sentymentalnym głupcem. Nigdy Ci tego nie powiedziałem, ale pierwszy raz byłem szczęśliwy. Nie przeszkadzały mi nawet jak wyśmiewali się z mojego maślanego wzroku, który wodził za Twoim tyłkiem po szpitalnych korytarzach. Nic dziwnego –tylko ja (a przynajmniej tak twierdziłaś!) widziałem jego kształty bez żadnego okrycia…
To było dziwne uczucie. Miałem świadomość wielkiej przegranej i wielkiego zwycięstwa zarazem. Jeśli nie umierałbym, pewnie nigdy nie odważyłbym się Ciebie pokochać. Gdybym Cie nie pokochał, nie żałowałbym każdej chwili, którą zabiera mi śmierć. Tak, życie przynosi nam czasem wiele niespodzianek… Wiem jednak, że każda sekunda z ostatniego etapu była tego warta. Rzuciłem się na głęboka wodę, i pierwszy raz Wilson nie musiał mnie wyławiać jak niesfornego tonącego szczeniaka.
Teraz mnie nie ma. Nie myśl o tym gdzie jestem. Gdziekolwiek nie będę, będę czekał. W piekle, w niebie, czy pod postacią nowego kota Wilsona, będę czekał, aż dołączysz do mnie. Nie płacz, nie przesiaduj przy moim grobie i nie wieszaj mojej parszywej facjaty w każdym zakątku domu –po co straszyć odwiedzających. Po prostu załóż, że to tylko chwila, w której możesz ode mnie odpocząć.
Zanim jednak ten moment nadejdzie możesz spać w moich podkoszulkach. Mówiłem Ci, że wyglądasz w nich cholernie seksownie? Kilka razy kłóciliśmy się, jak rano przeciągałaś się okryta tylko w jedna z nich, a ja nie dawałem Ci wyjść z łóżka… Przez to zaczęłaś się spóźniać do pracy. Zostawiam Ci również moją ulubiona bluzę, w której biegałaś w zimne poranki. Nic więcej, godnego Twojej uwagi nie mogę Ci zostawić. Nic nie miałem. Przyjęłaś mnie, nie patrząc na to co mam; nie patrząc na to co mogę Ci dać. Sama oddałaś mi wszystko –Dom
Pół zycia byłem głupcem, bojącym się uczuć jak ognia. Ja zrobiłem pierwszy krok, Ty wykonałaś ich cała setkę. Nie ma nic, co mogłoby być namiastka mojej wdzięczności.
Długo milczałem. Nie pozwoliłaś mi myśleć o śmierci. Ona dla mnie nie istniała. Byłaś Ty i tylko Ty. I każda chwila, musiała zastąpić mi lata zycia, które nigdy nie będą nam dane.
Kończę już, bo zaraz wrócisz z zebrania zarządu. Wejdziesz do domu, wnosząc radość i ciepło, które pozwoliło mi żyć pełnią życia choć przez chwilę. A ja schowam ten list głęboko, przywołam na twarz uśmiech (czy wiesz, że nauczyłaś mnie śmiać się szczerze?) i będę udawał, że jest wszystko dobrze. Choc wiem, że mimo, że umieram, to czuje, że dopiero teraz naprawdę żyje.
Czekam na Ciebie –Twój upierdliwy diagnosta.
PS. Opiekuj się Wilsonem i przekaz mu kolekcje płyt –wiem, że od dawna patrzył na nia lubieżnym wzrokiem.
PS2. Kocham Cie.
|