Sexsperience [+18] Akt III: Marchewka podwójnie jedzona
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

taaak :D

Tekst-'No chodź, nudzi mi się' zabił mnie :D dobry powód do uprawiania seksu :)



_________________
"Nie widziała cię już od miesiąca,
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!"

PostWysłany: Pią 12:32, 25 Gru 2009
Immortal
Toksykolog
Toksykolog



Dołączył: 13 Kwi 2009

Posty: 1542

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Akt III



Tytuł: Przeszczep wątroby i marchewka podwójnie jedzona
Miejsce akcji: Gabinet Cuddy/ Łazienka
Część: 1/1
Wiek: +18



House ukryty za ogromnym dębowym biurkiem nie był widoczny z zewnątrz. Tylko jedna osoba mogła go tutaj dostrzec i tylko wtedy gdyby przekroczyła próg gabinetu, podeszła do blatu i spojrzała w dół, co o tej porze było mało prawdopodobne. Biorąc pod uwagę okoliczności jakiejkolwiek pracy pomyślał, że dobrze zrobił ukrywając się tutaj. Na twardej wykładzinie nie było mu zbyt wygodnie, ale przynajmniej nikt nie łypał na niego spode łba, zgrzytając zębami tak głośno, że nie słyszał własnych myśli.
- House! Co robisz pod moim biurkiem?! - wściekły głos szefowej, wyrwał go z otępienia.
- Auć! Odwal się ode mnie stara wariatko! - jęknął rozmasowując obolałą rękę, na której pozostał odcisk damskiego buta. - Śpię.
- Dlaczego tutaj?
- Bo Twoja wykładzina jest cieplutka i mięciutka.
- Nie masz swojego gabinetu?
- wycedziła przesadnie zrównoważonym tonem, jak zawsze kiedy chciała zaznaczyć, że wykazuje daleko idącą cierpliwość, ale lada chwila będzie miała dość.
Diagnosta również nie wyglądał na uszczęśliwionego jej widokiem; skinął głową i poderwał się z podłogi, uderzając głową o blat biurka.
- Zdiagnozowałem ostatniego pacjenta, a ponieważ nie mogę znaleźć nikogo godnego mojego geniuszu, nie pozostaje mi nic innego jak obijać się i zawracać Ci głowę. - odepchnął nogą rozwalone pudełko po pizzy, by utorować sobie drogę. Zrobił kilka kroków ku Lisie, ale zatrzymał się w takiej odległości by nie dosięgły go jej ręce.
- Chociaż raz w życiu chciałabym przyjść do szpitala i nie wysłuchiwać skarg od każdego kto miał z Tobą styczność.- szorstki głos Cuddy wypełnił cały pokój.- Chciałabym widzieć jak odrabiasz zaległe godziny w przychodni, jak punktualnie stawiasz się w pracy, jak robisz to co do Ciebie należy...
- Albo jak wpadam w stalowe kleszcze i zostaję poćwiartowany na drobne kawałki - mruknął otrzepując resztki sera z pogniecionej podkoszulki.
- To też chciałabym zobaczyć - rzuciła mu srogie spojrzenie, zaciskając dłonie na plastikowych pudełkach z lunchem. House, który przed chwilą sam wchłonął gigantyczną pepperoni, krytycznym wzrokiem spoglądał na podejrzanie wyglądającą maź.
- Równie dobrze mogłabyś zjeść zielonego pachruścia z parapetu, będzie bardziej odżywczy, niż mlecz polny i chwasty.
- To nie chwasty, tylko warzywa.
- A ta pomarańczowa papka?
- Marchewka podwójnie gotowana.
- Wygląda jak podwójnie jedzona. Twój lunch to śmietnik.
- stwierdził tonem znawcy, zezując na usztywniany push up szefowej.
Cuddy czując na sobie lubieżny wzrok diagnosty, narzuciła fartuch i usiadła za biurkiem
- Na cokolwiek się gapisz, natychmiast przestań- warknęła, podnosząc kartonowe pudło po pizzy. Nie do wiary! Nie dość, że ten pacan okupuje jej gabinet to znosi tutaj śmieciowe jedzenie!
- Zamierzałem posprzątać przed Twoim powrotem - ociężale klapnął na krzesło przed biurkiem i przymknął oczy. Wyglądał jak znudzony arystokrata, który pochłania słońce.
- Kiedy chciałeś to zrobić? W grudniu?
House podparł policzek ręką i wpatrywał się w szefową ze sztuczną czułością.
- Miło- pokręcił głową, obracając w dłoni fiolką Vicodiny- Coraz dłużej wytrzymujemy ze sobą, bez naładowanej broni. Nie mogę w to uwierzyć.
- Moja jest w torebce
- Cuddy poczęstowała go zajadliwym uśmiechem. - Po co przyszedłeś?
- Przyszedłem by w ciszy i spokoju kontemplować zmienne koleje losu.
- Kontempluj w swoim gabinecie.
- odgarnęła włosy z policzka i włączyła komputer. Czekając na jego uruchomienie, zaczęła przeglądać przygotowane dokumenty. House obrzucił ją taksującym spojrzeniem, takim samym jak ona jego jeszcze przed chwilą.
- Zacznijmy od początku - westchnęła z rezygnacją - Jak się tutaj znalazłeś?
- Dzięki mojemu ponadprzeciętnemu sprytowi, niezwykłemu umysłowi i sprawności fizycznej. Zapomniałaś zamknąć drzwi.
- podniósł głowę i zatrzymał wzrok na jej rozwścieczonej twarzy, co ze względu na gigantyczny dekolt stanowiło nie lada wyzwanie. Morska zieleń oczu Cuddy zmieniła się we wzburzony błękit
- Pacjent żąda biopsji mózgu. Tłumaczyłem mu, że nie powinien ryzykować, ale ten idiota się uparł...- zawiesił głos- więc powiedziałem mu, że muszę się skonsultować z moją seksowną, rozważną i wspomagającą mnie szefową
- Więc przekaż mu, że Twoja seksowna i wspomagająca szefowa mówi nie.
- Lisa płynnymi, pełnymi gracji ruchami przerzucała zapisane dokumenty. Znalazła kilka wniosków urlopowych, pilne sprawozdania i plik zamówień, które wymagały jej podpisu. - Potrzebny mi Twój autograf- Jedna z kartek wylądowała przed diagnostą.
- Co to jest? - spojrzał na nią z niepokojem.
- Analiza Twojej pracy. Miałeś zwrócić ją w tamten piątek. Czytałeś ją w ogóle?
- Yep.
- przytaknął- Nad wnioskami popłakałem się ze śmiechu.
- Na pewno dostaniesz pokojową nagrodę Nobla./[b]- Bosą stopą manewrowała pod biurkiem, żeby natrafić na szpilki, które wcześniej zrzuciła.
- [b]Ucieszy mnie sama nominacja.
- w głosie diagnosty zabrzmiała ironia - Zapomniałaś wspomnieć o moich zaletach: lenistwie, chciwości, nieumiarkowaniu w piciu...
- To siedem grzechów głównych
- szukała buta, a jednocześnie starała się przypomnieć sobie wszystko, co miała jeszcze do zrobienia.
- Czy oni nie mieszkali w lesie z królewną? - House podszedł do ściany i przez dłuższy czas przyglądał się eksponowanym tu tabliczkom i fotografiom- osobistymi rekomendacjom, certyfikatom zawodowym i dyplomom Lisy. - Czy jeśli podpiszę ten papierek, dostanę zgodę na biopsję?
- Nie.
- powiedziała, zachowując uśmiech na twarzy
- I nie ma znaczenia, że jestem kaleką?
- NIE!
- A to, że jestem inteligentny?
- Nie dostaniesz zgody.
- Więc ponadprzeciętny wzrost, także nie ma tu nic do rzeczy?

Po raz kolejny diagnosta starał się postawić na swoim. Pomimo dowcipnych dialogów i osobistego uroku dr Gregory House, zaoferował swojej szefowej jedynie przenikliwy ból głowy, od którego zapragnęła się natychmiast uwolnić.
- W porządku. Niech Cameron zdobędzie zgodę pacjenta. - jęknęła rozglądając się za ibupromem. Szafki z dokumentami były zamknięte na klucz w przeciwieństwie do szuflady biurka w którym odkryła pod rozwalonym opakowaniem po chipsach czerwoną aktówkę. Ścisnęła znalezisko mocniej, prawie jakby trzymała w ręku broń.
- Kto to podrzucił? - podniosła wzrok i zauważyła, że House bacznie się jej przygląda, czekając na dalszy rozwój wypadków.
- Bruce Willis - odparował.
- Biurko było zamknięte!
- Długo się z nim męczyłem. Doceń to.

Znalazła tylko jeden but, więc nie mogła wstać, a to dawało House'owi przewagę, bo górował teraz nad nią. Na domiar złego lekka migrena, ewoluowała przepoczwarzajac się w pełnokrwistą agonię. Wreszcie zrezygnowana, otworzyła pakunek mając nadzieję, że jego zawartość nie wybuchnie jej w twarz.
- Kompletnie Ci odbiło?! - wrzasnęła po chwili, ściągając brwi w jedną kreskę -wyraz świętego oburzenia. Zawsze wiedziała, że prędzej, czy później skończy przez House'a, spalona żywcem na stosie. Ale zanim spłonie da się poznać, jako niezwykła czarownica.
- Pacjent potrzebuje nowej wątroby, wpisz go na listę i po krzyku.
- Nic z tego. Ten człowiek, należy do AA.
- A ja do NN i co wynika z tej wyliczanki?
- To, że nie dostanie nowej wątroby.
- Bez niej umrze w przeciągu tygodnia!
- Więc oddaj mu swoją.
- Tak. Uzależnienie od Vicodinu i burbonu sprawia, że jestem idealnym materiałem na dawcę.
- Ludzie dzielą się na biorców i dawców. Ty idealnie sprawdzasz się w roli dawcy STRESU
- Cuddy obrzuciła diagnostę zawistnym wzrokiem, na który odpowiedział spojrzeniem niewiniątka - Z powodzeniem mógłbyś rozszerzyć swój asortyment, to tylko kawałek organu.
- Potrzebuję zgody 7 członków komisji transplantologicznej.
- A jaka jest w tym moja rola?
- Nie zdołam zabić ich wszystkich, kilku może się wymknąć dlatego potrzebuję Ciebie.

Mierzyli się wzrokiem z takim natężeniem, że powietrze wokół nich zdawało się gęstnieć. Cuddy nie miała zamiaru ustąpić. Po chwili twarz House'a złagodniała. Lisa obserwowała tę metamorfozę z dużą dozą podejrzliwości
- Przykro mi, ale prędzej świnie zaczną latać niż zgodzą się na ten przeszczep. Nic nie mogę zrobić.
Stopniowe rozluźnienie mięśni twarzy, zmiana tonu na słodko pobłażliwy i ujmujący uśmiech. House wiedział, że przegrywa to starcie. Jego umysł pracował gorączkowo, podsuwając coraz to nowe argumenty.
- Mogłabyś zdjąć bluzkę! - powiedział piskliwym głosem.
- Masz gorączkę, czy po prostu jesteś głupi?!- zachłysnęła się gniewem - Mój szpital to nie agencja towarzyska!
- Teraz mi to mówisz?
- Decyzje dotyczące ryzykownych zabiegów podejmuję sama i nie pozwolę, by ktoś wymuszał je na mnie szantażem!

W jej oczach błysnęła zawzięta duma.
- Nie ruszę się stąd dopóki nie wpiszesz go na listę. - przerwał jej - Dodam, że wytrzymuję osiem dni bez wody.
Lont został zapalony i teraz patrzyli oboje, jak każde drgnienie płomienia zbliża ich do katastrofy.
- House naprawdę mi przykro- Cuddy posłała diagnoście mordercze spojrzenie.
- Właśnie widzę jak rozpaczasz. - prychnął cicho i wyciągnął rękę po Vicodin.
Czy Brenda czekała pod drzwiami szefowej, czy też jej wejście w tym momencie było zbiegiem okoliczności? Lekarze byli zbyt pochłonięci walką, by się nad tym zastanawiać, ale kiedy pielęgniarka stanęła w drzwiach z kawą, oboje uznali to za niepożądaną przerwę w pasjonującej rozgrywce.
Brenda obrzuciła ich rozpalone twarze ironicznym spojrzeniem.
- Czego on chce? - zapytała, podchodząc do krawędzi blatu
- Niczego. Jest zadowolony, że ma pracę.
House wciągnął głęboko powietrze i spojrzał na nią przeszywającym na wskroś wzrokiem
- Cuddy powiedziała, że dostanę wątrobę dla mojego umierającego pacjenta.
- Nie
- Lisa poprawiła go- Cuddy powiedziała, ze pod żadnym pozorem nie dostaniesz zgody - zacisnęła mocno wargi i sięgnęła po filiżankę.
- Nie spierajmy się o szczegóły. Powiedziała twarde i zdecydowane "raczej nie".- zamilkł na chwilę, po czym zwrócił się do pielęgniarki - Gdyby dowiedziała się co zrobiłem ostatniemu pacjentowi w klinice, pewnie głowa by jej eksplodowała i zmarnowałby sie taki dobry endokrynolog.
- Niewykluczone-
Brenda zgodziła się dyplomatycznie z niepokojem zerkając na rozwścieczoną szefową. Odrzuciła falę rudych loków, przemaszerowała przez gabinet i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Cuddy również poderwała się na równe nogi i zaczęła krążyć po pomieszczeniu, jak tygrys szukający wyjścia z klatki. Na przemian zaciskała i rozluźniała dłonie, a jej twarz odzwierciedlała najrozmaitsze odcienie wściekłości, żalu i dumy.
- House! Jesteś nie poczytalny! Wynocha z mojego gabinetu- rzuciła i ruszyła w stronę łazienki.
- Świetnie! Powiedz mi to kiedy będę w nastroju do słuchania kazań.
- Tak się składa, że ja też nie mam ochoty na pogawędki, wiec wybacz, że Cię opuszczę -
Mówiła do niego, tak jakby swoimi słowami zadawała ciosy.
Diagnosta ukłonił się jej z wystudiowaną kurtuazją, a parę sekund później usłyszał głuchy huk. Westchnął ciężko.
Cuddy przymknęła oczy, opierając się o chłodną ścianę. Wzięła głęboki oddech. Wszystkie emocje, nad którymi tak bardzo pragnęła panować, teraz wypłynęły na wierzch. Omal się nie rozpłakała. W gardle urósł jej twardy, bolesny supeł. Lisa Cuddy nigdy nie pozwalała rozczulać się nad sobą, nie potrzebowała też niczyjego współczucia. Była przecież kobietą sukcesu- opanowaną, chłodną i kompetentną.
- PPTH zarządza największa świruska w całym New Jersey - House niepewnie uchylił mahoniowe drzwi, przekroczył próg łazienki i przekręcił zamek.
Niespodziewanie przyciągnął ją do siebie i wpił się wargami w jej usta. Wsunął język między jej wargi i zaczął poszukiwania. Umiał wspaniale całować, a ona tęskniła za tego rodzaju bliskością bardziej, niż była gotowa to przyznać. Przesuwała rękami po jego ramionach. Znała go na wylot i wiedziała czego może się po nim spodziewać, dlatego nie groziło jej żadne uczuciowe niebezpieczeństwo. Chciał ją wykorzystać. I dobrze. Ona też go wykorzysta. Tylko przez chwilę. Tylko przez całe życie które wypełnił ten jeden pocałunek.
Położył dłoń u dołu jej pleców i przyciągnął biodra do swoich. Miał erekcję, a ona zamierzała powiedzieć "nie" i sam fakt, że mogła to zrobić sprawił że rozkoszowała się tą chwilą. House objął jej biodro.
Jasna cholera, Potrzebowała chwili, żeby mózg zaczął funkcjonować. Resztkami sił odepchnęła go od siebie, ciężko chwytając powietrze.
- Przestań – prosiła, trzymając fason. Nie dawała po sobie nic poznać. Tylko on czuł jej szalone tętno i przyspieszający oddech. Chciała go mieć, ale nie aż tak otwarcie. A właściwie czemu nie?
To było tak szalenie niebezpieczne, podniecające. Czuła, że serce zaczyna jej walić, jak oszalałe.
House cały czas trzymając ją sztywno w żelaznym uścisku, ustami muskał policzek.Czuła jak ich wargi delikatnie się podszczypują, jakby to był pierwszy pocałunek w życiu. Drażnił jej najczulsze punkty, rozpalał. Czuła gorący oddech na skórze. Oszałamiający zapach i wilgoć. Jęknęła. Właśnie za tym tęskniła. To uczucie chciała sobie przypomnieć. Stęsknione języki powoli wibrując, witały się na nowo.
- Nie - próbowała stawić opór, kiedy wtargnął między jej nogi. House nie mógł słuchać tego świdrującego, zaborczego głosu, który prawie wiercił mu dziurę w mózgu, który ciągle się go o coś czepiał i ciągle czegoś od niego chciał. Zakładał mu obręcz na szyję, opinał i zaciskał się coraz ciaśniej, niczym pętla na wisielcu.
Silne dłonie diagnosty wjechały od razu pod spódniczkę i ścisnęły pośladki szefowej, unosząc ją wysoko. Granatowy materiał podwinął się, ukazując koronki błyszczącego nylonu i biały, ściśle przylegający do jej skarbu skrawek. Pocałunek zamknął krzyk wyrywający się z jej ust, a dłonie oplotły jej protestujące ramiona. Czuł ją całą wciśniętą w siebie i to było boskie uczucie. Czuł jej zapach poplątany ze strachem. Walące serce, przyspieszony, rwący się oddech. Smak wyrywających się, soczystych, namiętnych ust. Walczący z nim język, broniący dostępu do słodkiego wnętrza. Ale wcisnął się tam na siłę. Wniknął w nią. Pożądał jej. Tyle razy wyobrażał sobie tę scenę. A teraz jego dłonie sięgnęły do jej zakazanych miejsc. Unosiły ją w powietrzu i penetrowały miękką, aksamitną skórę.
-Dobrze, że zamknął drzwi – to jedyne myśli, jakie przyszły Cuddy w tym momencie do głowy. Nic o ucieczce, obronie, zwolnieniu z pracy
Zdążyła tylko poczuć jego siłę, eksplozję w rozgrzanych mięśniach i natychmiastową falę podniecenia, która uderzyła w nią jak tajfun. Jego palce na nagich pośladkach, wdzierające się w jej zakamarki. Palce jej cholernego pracownika, którego tyle razy strofowała. Któremu nie wolno było tego robić. Miał tylko patrzeć i obejść się smakiem!
House momentalnie podniósł ją wysoko, zakołował stojąc w miejscu i przycisnął mocno do ściany opierając o łazienkowy drewniany blat. Oplotła go nogami. Oszalała przez niego. Ogarnęła ją słodka niemoc. Nie mogła walczyć, ani sprzeciwiać się tej przyjemności. Tej rozkosznej fali, która przepływała przez jej wnętrze i unosiła coraz wyżej. On właśnie realizował jej mroczną fantazję. Spojrzała mu w oczy. Szaleństwo, obłęd, pożądanie i władza. Zobaczyła jak szamocze się z rozporkiem i wiedziała, że za chwilę nic już nie będzie takie samo. Ta krótka przerwa otrzeźwiła ją na moment i przez chwilę dopadło ją poczucie rzeczywistości. Jednak musi to przerwać. To przecież tylko pracownik . Jej podwładny. Jutro będzie mówił o tym cały szpital.
- Nie ... House! - zamknęła oczy, zagryzła wargi, ale nie była w stanie wygrać walki z własnym ciałem. Wilgotniała. Wiedziała, że on także to czuje.
Nie zdążyła nic więcej dodać, diagnosta jednym ruchem podciągnął spódniczkę jeszcze wyżej i bezpardonowo wszedł w nią na całą długość członka.Fala rozkoszy przetoczyła się przez jej wnętrze. Nie zdążyła nawet pomyśleć o jakimś zabezpieczeniu.
- Greg, proszę… ach…- pojękiwała, kiedy zaczął przyspieszać. Te słowa były dla niego niczym muzyka dla uszu. Nie ważne co mówiła. Ważne, że słyszał swoje imię, czuł jej wilgoć, dostrzegł mgłę w jej odpływających oczach. Niczego więcej nie oczekiwał.
Cuddy wiedziała, że rozpoczęła wspinaczkę na szczyt. Wygięła się w łuk, unosząc biodra i wypinając piersi w jego stronę. Współpracowała z nim, umiejętnie poruszając biodrami. Zachłannie łapała powietrze szeroko otwartymi ustami, jęcząc przy tym głośno. House poczuł, jak jej wnętrze zaciska się na nim, jak pulsuje w miarowych skurczach... Wbił się jeszcze raz, do samego końca...Wszystko inne przestało się liczyć. Była tylko galopująca w niej przyjemność. Zaczęła wić się spazmatycznie, głośno krzycząc. Zmysłowe dyszenie odbijało się od gładkich ścian łazienki. Odpływała patrząc w jego obłąkane i zafascynowane nią oczy, szerokie ramiona, potargane włosy. Jego sylwetkę, która góruje nad nią i nabija szaleńczo na siebie.
Poczuł jak się na nim zaciska, jak robi mu się coraz ciaśniej i wilgotniej za razem. Jęknęła na całe gardło, zatracając się w ekstazie. Zapominając zarazem, że są w szpitalu, a w sąsiednich pomieszczeniach pracują ludzie. Złączenie, które na nich przyszło było jak wstrząs, jeszcze przez kilka chwil wili się spleceni w miłosnym uścisku,otulając występek swoimi opiekuńczymi skrzydłami.
Lisa pierwsza podniosła się i opuściła spódnicę. Zaczęła wycierać gęste krople potu z zarumienionej twarzy. Poczuła, jak krew z powrotem wracała do jej głowy, jak powoli zaczynała trzeźwieć i dostrzegać związki przyczynowo skutkowe.
Kiedy, była już kompletnie ubrana, drżącymi dłońmi zaczęła poprawiać makijaż, ale nie potrafił on ukryć łez stojących w jej oczach.
House podszedł do niej, objął rękami i przytulił. Nie jak przyjaciel– jak mężczyzna, jak kochanek.
- Stało się coś, co nigdy nie miało prawa się zdarzyć. Nie mogę tu siedzieć, bo rozedrze mnie na strzępy. Wyjdź, odezwę się do ciebie, gdy będę potrafiła. - zatrzymała się w drzwiach, wzięła głęboki oddech i policzyła do dziesięciu. Stała bez ruchu, jak wrośnięta w podłogę. Znała już teraz znaczenie takiego bezruchu. Był to martwy spokój pod którego powierzchnią kłębiły się najczarniejsze wody życia. Spokój pomyślała. Musi zachować spokój, musi być tak opanowana jak House, inaczej padną słowa, których żadne z nich nie będzie mogło zapomnieć. Usłyszała jakiś ruch za plecami. Odwróciła się. House opierał się o drewniany blat. Miał martwą, nieprzeniknioną twarz.
- Czy to miało jakieś znaczenie?- zapytał bezbarwnym głosem.
- Tak. Nienawidzę Cię.
Czuła, że wzbiera w niej złość, straszna niepohamowana złość.
- Za co? - jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem szoku i sprawiło jej to satysfakcję. Po chwili twarz mu się zminiła i spochmurniała.
- Za co Cię nienawidzę? Niech pomyślę. Nienawidzę Cię za to, że upokarzasz mnie na oczach lekarzy, pielęgniarek, pracowników, dosłownie wszystkich pracowników szpitala swoimi głupimi kawałami.
- Któż mógł wiedzieć, że za każdym razem będziesz dawała się nabierać?
- Nienawidzę Cię za wszystkie godziny, które spędziłam w przychodni odrabiając za Ciebie dyżury.
- Przyznaję: To było nieprofesjonalne, ale dzięki temu stałaś się lepszym lekarzem
- zacytował jej własne słowa- powinnaś być mi wdzięczna.
- Nienawidzę Cię za Twoje obleśne zachowanie, które kosztowało mnie utratę zdrowia psychicznego! -

Poczuła, że coś w niej pęka. Martwy bezruch zmienił się w rozdygotaną furię, nie panowała już nad sobą. W jej oczach błyszczały grudki lodu.
- Ok, teraz moja kolej- jego uśmiech był wręcz jedwabisty- Jesteś zimna i wyrachowana. Za wszelką cenę starasz się zwrócić moją uwagę, jednak kiedy zaczynam się do Ciebie zbliżać robisz krok w tył, bombardując mnie pełnym nienawiści spojrzeniem - podszedł i ujął jej podbródek. - O takim jak teraz!
Cuddy z całej siły kopnęła go w łydkę.
- Hej! Znowu widzę to spojrzenie! - pogroził jej palcem- Ilekroć próbowałem podjąć niebezpieczne ryzyko, dzięki któremu pacjent mógłby przeżyć ty sabotowałaś moje wysiłki. Jak dzisiaj.
- Brak zgody nie jest sabotażem!
- Lubię przebywać w Twoim towarzystwie, bo jesteś jedyną osobą której ludzie nienawidzą bardziej niż mnie.
- zakończył wysilając się na uśmiech, choć przychodziło mu to z coraz większym trudem.
Po ostatnim zdaniu Cuddy zatrzęsła się z gniewu. Chciała zabić House'a. Miłość, nienawiść...nierozłączne uczucia, niszczące wszystko co napotkają na swojej drodze.
- Nigdy nie wybaczyłam Ci tego, co się stało na studiach. I nigdy Ci nie wybaczę- szepnęła spoglądając mu w oczy.
House odsunął się od niej.
- To co zrobiłeś przypominało gwałt.
- Wypiliśmy za dużo. W życiu nie zmusiłem do niczego żadnej kobiety i Ciebie też nie zmuszałem
- Nie chodzi o przymus fizyczny, ale ...
- Byłem niewyobrażalnie boskim geniuszem, a Ty zakochałaś się we mnie.
- Nawet się ze mną nie położyłeś
- wypomniała mu ze łzami w oczach.- Zadarłeś mi spódnicę i załatwiłeś sprawę. Zupełnie jak dzisiaj- dodała w myślach.
- Nigdy nie zamierzałem się w Tobie zakochać, a tamta noc przynajmniej położyła kres Twoim złudzeniom. - uniósł wolno powieki, skupiając na niej wzrok.
- Nie waż się zachowywać jakbyś mi wtedy zrobił przysługę! Wykorzystałeś idotkę, która myślała że jesteś tajemniczy i romantyczny, podczas gdy w rzeczywistości byłeś tylko egoistycznym dupkiem! - odwróciła się i jak lunatyczka ruszyła w stronę gabinetu. Musiała uwolnić się od niego chociaż na chwilę.
- Cuddy...
Nie zatrzymała się, nic ją nie obchodziła błagalna nuta w jego głosie.
- CUDDY! DO CHOLERY!
Tym razem to był ostry, nakazujący krzyk.
Nie mogła znieść jego obecności. Musiała zostać sama, chociaż na chwilę, żeby odzyskać panowanie nad sobą.
- Dlaczego mi to robisz? - szepnęła.
- Bo Cię kocham idiotko! - skrzywił boleśnie usta. - Przepraszam.
Lisa spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nigdy wcześniej nie słyszała, żeby za cokolwiek przeprosił, ale tych kilka słów nie wystarczyło by mogła zapomnieć o odczuwanym tak długo bólu i wstydzie.
- Przeprosiny nie zostały przyjęte.
Fakt, że w końcu przyznał się do niewłaściwego zachowania sprawił, że poczuła się trochę lepiej. Gdy wychodziła dostrzegła ogień w jego oczach, którego źródłem nie było pożądanie, ale miłość. Gorąca i nienasycona miłość.


Ostatnio zmieniony przez JigSaw dnia Pią 20:09, 12 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz



Autor postu otrzymał pochwałę.

_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Sro 22:31, 24 Lut 2010
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jig to jest niesamowite xd
Uwielbiam twoje dzieła. Świetnie się czyta.

JigSaw napisał:
- Dlaczego mi to robisz? - szepnęła z wahaniem.
- Bo Cię kocham idiotko! - skrzywił boleśnie usta. - Przepraszam.
Lisa spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nigdy wcześniej nie słyszała, żeby za cokolwiek przeprosił, ale tych kilka słów nie wystarczyło by mogła zapomnieć o odczuwanym tak długo bólu i wstydzie.
- Przeprosiny nie zostały przyjęte.
Fakt, że w końcu przyznał się do niewłaściwego zachowania sprawił, że poczuła się trochę lepiej. Gdy wychodziła dostrzegła ogień w jego oczach, którego źródłem nie było pożądanie, ale miłość. Gorąca i nienasycona miłość.


To mnie rozwaliło :jupi:
Pisz dalej!!



_________________

PostWysłany: Czw 16:01, 25 Lut 2010
Ugabuga
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 10 Lis 2009
Pochwał: 1

Posty: 93

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
odepchnął nogą rozwalone pudełko po pizzy

Zrobiłam się głodna :(
Cytat:
Wyglądał jak znudzony arystokrata, który pochłania słońce.

A teraz miałam wizję Housa ala wampira :X Za dużo seriali o wampirach artystokratach, za dużo, seriale wyżerają musk!
No dobrze, mam dzisiaj dobry dzień, więc mogę połechtać TROCHĘ Twoje olbrzymie ego :PP Uwielbiam te rozmowy, które prowadzą Cuddy i House w Twoim opowiadaniu, można się tyyle z tego nauczyć (*przypina fikowi karteczkę "edukacyjny"*) są zabawne, fsruszające, błyskotliwe (helou, one, nie ty, nie wyobrażaj sobie za wiele :hahaha: ) i powodują moje "hihihi", przez co czuję sie jak idiotka, o!
Cytat:
Chciał ją wykorzystać. I dobrze. Ona też go wykorzysta. Tylko przez chwilę

Cudo <3
Jigu, ty zÓy człowieku, naprawdę, bardzo, ale to bardzo, bardzo lubię Twoje zÓe fiki. Są takie, no cóż, zÓe!
I rozumiem, że o tych marchewkach to specjalnie! :hahaha:
Cudo!
<3



_________________

PostWysłany: Nie 5:16, 28 Lut 2010
jeanne
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 50

Posty: 11087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Niniejszym, stajesz się moim ulubionym fikopisarzem ! :D
Jig, przebosko piszesz ! mraÓ ! :twisted:
Czekam, na dalej ! ;)



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Pią 14:29, 05 Mar 2010
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

cudo 8)
świetne :twisted:



_________________
,,wszyscy kłamią"

PostWysłany: Pią 19:05, 05 Mar 2010
HOUSE13
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 31 Mar 2009

Posty: 39

Miasto: SL GKS ,,OLSZA\\\" Olszyna
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

JigSaw ty niedobry człeku! Ja sie uczyć miałam, a czytać twoich fików nie moge przestać! GENIALNE SĄ! Wieeelki szacun. Ostre Huddy mrrrr ^^

będzie kolejna część? ;>

Scaliłam posty./jeanne



_________________

cudo zwane banerkiem od sinaj :)

PostWysłany: Pią 21:35, 05 Mar 2010
zoś
Rezydent
Rezydent



Dołączył: 09 Lut 2010
Pochwał: 4

Posty: 218

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ta stażystka zaczęła mi się od początku kojarzyć z Marthą M. Masters nie wiedząc czemu:) Może dlatego, że na początku też była trochę z przestrachem nastawiona do House'a:) Scena w kostnicy fajna. House zajadający się czymkolwiek w takim miejscu to już standard:)

Jestem pod wrażeniem tego, jak świetnie dobrane są dialogi!


JigSaw
najfajniejsze było Halloween:) Nie do końca zrozumiałam kto był za kogo przebrany. Pamiętam tylko siekierę Wilsona:D - i to było przezabawne. CZEKAM na kolejne fiki, bo robisz to cudownie. Jest i humor, są i fajerwerki! Więcej poproszę:)



_________________
I need her in my life! I don't want you to change. ~~ Huddy forever! .

PostWysłany: Czw 14:49, 30 Gru 2010
AnEcZkA3370
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 09 Sie 2010
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 7
Ostrzeżeń: 1

Posty: 1104

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Matko! Nie wiem co napisać. Czuję się tak, jakbym była pomiędzy nimi w trakcie TEGO :oops: [b]JigSaw[/b,] pisz proszę więcej takich zÓych ficków!!! <linisi> :twisted: :twisted: :twisted: :twisted:



_________________
I WATCH FOR CUDDY ! :serducho:
my sweet daughter - maagdaa
Dumnie należę do NBA -> Nimfkowa Brygada ANTYspaniowa x D

PostWysłany: Wto 1:10, 01 Lut 2011
kretowa
Gastrolog
Gastrolog



Dołączył: 12 Wrz 2009
Pochwał: 3

Posty: 1406

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04676 sekund, Zapytań SQL: 15