Vice: Envy [ M ] [ T ]
Pierwsza część opowiadania, które uznałam za na tyle ciekawe, żeby podjąć się tłumaczenia. Jako że kolejne rozdziały łączy tylko motyw "siedmiu grzechów głównych", muszę je publikować oddzielnie, ze względu na różne pairingi.
"Envy" znaczy "zazdrość".
Enjoy ;)
Linki do tłumaczeń:
1. Envy
2. Sloth
3. Gluttony
4. Wrath
5. Pride
6. Greed
7. Lust
Autor: TheVerbalThingComesAndGoes
Tytuł: Vice (tłum. wada, przywara, defekt)
Link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/5208620/1/Vice
1. Envy
invidia
- Dlaczego jest aż tak ciekawy Cuddy?
- Dlaczego ty jesteś aż tak ciekawa tego, czego on jest ciekawy?
- Dlaczego ty jesteś tak ciekawy mojej...
- Bo go rzuciłaś i jesteś mężatką, ale nie chodzi o żadną z tych rzeczy.
- Jestem po prostu ciekawa. Nie ma w tym nic złego.
- Nie. W tym nie ma nic złego.
[2.03 (Humpty Dumpty)]
Udaje jej się złapać windę na chwilę przed tym, jak zamykają się drzwi. Wchodzi do środka i próbuje ukryć zaskoczenie na jego widok, ale nie udaje jej się. On opiera się na swojej lasce i gwiżdże jakąś piosenkę, której ona nie może jeszcze rozpoznać.
Stacy naciska guzik odpowiedniego piętra i chwieje się na nogach, kiedy staje obok. Na jego twarzy rozciąga się szeroki uśmiech, zbyt szeroki, by nic się za tym nie kryło.
- Co cię tak rozbawiło?
- Nic. Nie jestem szczęśliwym człowiekiem. Czyżbyś zapomniała?
- Uśmiechasz się.
- Bluźnierstwo! – wytyka jej, z premedytacją przywołując na twarz grymas niezadowolenia.
- Dobrze, nie chcesz, to nie mów.
- Nie mówić o czym?
- Cokolwiek to jest, sprawia, że szczerzysz się jak idiota.
Patrzy na niego kątem oka, powstrzymując się przed wyprostowaniem jego koszuli z przyzwyczajenia.
- Kołnierzyk ci się pogniótł.
Jest tam też jakaś plama, ale nie dopuszcza do siebie możliwości, że to może być coś innego niż keczup.
- Wciąż nieprzyzwyczajony do prania ubrań?
- Cóż, była taka jedna gosposia, Maria, ale Wilson zrobił się trochę zazdrosny, kiedy znalazł nas…
- Och, skończ – rozkazuje łagodnie. Wysiada na swoim piętrze, zdając sobie sprawę, że piosenka, którą wygwizdywał, to „You Sexy Thing”.
Łapie Cuddy w drodze do kliniki, w momencie gdy wkłada fartuch.
- Hej. Potrzebujesz czegoś? Czy House…
- Nie, mam tylko dla ciebie trochę papierkowej roboty.
- Lisa, uhm… brakuje ci guzika przy bluzce – informuje ją Stacy, wskazując palcem na niewielki fragment widocznej skóry ponad pępkiem.
- Słucham? Och. Musiałam zaczepić nim… o coś.
Wymówka jest marna i niezupełnie wiarygodna, ale Cuddy odchodzi, zanim Stacy jest w stanie uczynić jakikolwiek dalszy komentarz. Dziwne, ale przekonuje samą siebie, że to nic takiego.
Aż do momentu, kiedy podejmuje straszną decyzją, by tym razem iść schodami zamiast skorzystać z windy. Zatrzymuje się tuż przed holem. Ciekawość nie pozwala jej przeszkodzić w rozmowie Lisy i Grega.
- Powiedz mi jeszcze raz, dokładnie, dla kogo został przeznaczony ten wyczyn?
Lisa wpycha folder na jego klatkę piersiową, wszystko pod pozorem przekazywania dokumentów.
- Wyczyn? Jaki wyczyn?
Lub, myśli Stacy bezdusznie, może to wcale nie pozory. Może to dzieje się przy okazji.
Nie przeszkadza jej, że kiedyś się znali. Wcale. A raczej, przynajmniej, nie powinno.
To, co jej naprawdę szczerze przeszkadzało, to niewiedza, jak daleko dokładnie ta „znajomość” sięgała. Greg nigdy nie był wylewnym typem, a już kiedy chodziło o Lisę, zamykał usta na siedem pieczęci. „Jesteśmy przyjaciółmi”, to wszystko, co mówił. Ni mniej, ni więcej.
Stacy nigdy by tego nie przyznała, ale zawsze irytowało ją to do głębi.
Nie dotykają się i właśnie dlatego dopuszcza do siebie myśl, że to nie jest to, na co wygląda. Nie może być. Jednakże, korytarz, w którym stoją, jest sprzyjająco pusty i rzadko używany przez kogoś innego niż pacjenci…
- Jesteś mi winien guzik. – Cuddy marszczy brwi i kładzie jedną rękę na swoim biodrze, a drugą dotyka płasko jego klatki piersiowej. Ten ruch jest zbyt osobisty i wtedy właśnie Stacy czuje, że robi jej się słabo. – Czy to… nie mogłeś założyć innej koszuli?
- Co? Myślałem, że lubisz mnie w niebieskim.
- Wolałabym – syczy, zmniejszając odległość między nimi – żebyś założył koszulę, która nie ma na kołnierzyku śladów po mojej szmince.
- Przypomina mi o tobie. Pomaga mi przetrwać dzień. – Udaje słodkiego i nawet jeśli oboje to wiedzą, to sądząc z lekkiego uśmiechu czającego się na twarzy Cuddy, to działa.
Stacy czuje coś niespokojnego w żołądku, przełyka ślinę, czując gulę w gardle. Idzie z powrotem do windy, niemal łamie sobie palec, naciskając guzik.
Cholerna ciekawość.
Ostatnio zmieniony przez Shitzune dnia Nie 16:02, 05 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|