A więc tak - dzisiaj dopiero zacząłem pisać kolejny part - przyszedł wen i w połączeniu z wolnym czasem coś tam zaczyna powstawać.
Następna część na pewno Wam się nie spodoba i kilka osób rzuci gniewne : Go to hell, albo padną inne epitety :roll:
Jednak chcę trzymać się planu, który sporządziłem pisząc pierwsze części fika :>
THX za komentarze.
Kolejną część wstawię na dniach.
_________________ Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart. Wysłany:
Wto 9:09, 27 Paź 2009
Wilson stał w drzwiach gabinetu i w milczeniu przyglądał się diagnoście. Był zbyt zszokowany, tym co zobaczył. Poczuł dudnienie w skroniach i bolesny ucisk w piersi. Najwyższym wysiłkiem nakazywał sobie spokój.
House oglądał właśnie nocną powtórkę General Hospital, regularnie pojawiającą się na ekranie od kilku lat. Zastanawiał się, czy on też mógłby mieć dziecko, które w przeciągu kilku dni zachorowałoby na wszystkie choroby świata, w jednym miesiącu wymagając przeszczepu serca, a w następnym nerki. Zastanawiał się także, czy mógłby być z kobietą, zdradzającą go za każdym razem, kiedy spojrzy na nią jakiś mężczyzna.
- Cześć – po kilku minutach tępego wpatrywania się w nieogoloną twarz Wilson, zdobył się na krótkie przywitanie
- Przestraszyłeś mnie. Powinieneś nosić dzwonek – House był wyraźnie zaskoczony. Pochłonięty filmem zapomniał o bożym świecie. Mimo to nie mógł zrozumieć, dlaczego wcześniej nie dostrzegł jego obecności .
- Co ty tu robisz?
- Pracuję- wzruszył ramionami wpychając do ust kanapkę posmarowaną masłem orzechowym.
Wilson zacisnął szczęki ze złości, a gorączkowy rumieniec zabarwił jego policzki
- To wszystko co masz mi do powiedzenia- mruknął – Znikasz bez słowa nie dając znaku życia i po tygodniu wracasz jak gdyby nigdy nic?!
- Przecież wysłałem smsa - odpowiedział machinalnie, ani na chwilę nie odrywając wzroku od ekranu. Poziom hałasu w pomieszczeniu przypominał lotnisko z którego startuje odrzutowiec.
- Tak…Pięć dni temu. Jeden pusty sms - onkolog z niedowierzaniem pokręcił głową i ściszył telewizor. House chciał zaprotestować, ale podchwycił groźne spojrzenie przyjaciela więc zamiast tego słodko się uśmiechnął.
- Nie miałem o czym pisać
- Mogłeś zadzwonić
- Nie miałem ochoty rozmawiać- wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że nie chce poruszać tego tematu.
- Zawsze mogłeś na mnie liczyć, byłem na każde Twoje zawołanie- Wilson zacisnął zęby, powstrzymując cisnące się na usta słowa- I co otrzymałem w zamian? Głupie, cholerne bazgroły na drzwiach gabinetu, których nawet nie mogłem odczytać! Rozpływasz się w powietrzu. Szukam Cię, martwię się. Zastanawiam się gdzie jesteś i myślę czy miałeś jakiś wypadek i może nie żyjesz. I gdzie Cię znajduję? – podniósł głos prawie do krzyku-
Rozłożonego w fotelu, ze wzrokiem utkwionym w telewizor…
- Kocham facetów którzy mną pomiatają – House uniósł obie ręce w geście kapitulacji – Wujek mi umarł i …
- Myślę, że wcale nie umarł –Wilson uciął stanowczo, nim przyjaciel zdążył rozwinąć niezwykle barwną opowieść.
- Pochowali go żywcem?! – rozparł się wygodniej na fotelu i wtedy poczuł ból. Noga dała o sobie znać. Odwrócił się i sięgnął po Vicodin. Wilson spoglądał na niego bezlitośnie. Z jego oczu promieniowała dziwna, zatrważająca siła, dzięki której nigdy nie tracił panowania nad sobą. Ludzie, którzy pozwalali, by zatriumfował w nich gniew, tracili kontrolę. Jamesa nigdy nie można byłoby o to obwinić. Przynajmniej do tej pory…
- Co to za papiery?- onkolog dopiero teraz dostrzegł plik dokumentów i pęk kluczy ukrytych pod fotelem. Niezdarnie schylił się i wyciągnął po nie rękę. Diagnosta odwrócił się i z zaskoczenia upuścił pomarańczowy flakonik.
- To … akta mojego pacjenta. Właśnie go wyleczyłem – burknął wyraźnie zdenerwowany.
- Był chory? - Wilson zerknął na niego przez ramię. Miał minę niewiniątka, lecz mimo to był pewny, że skłamał. Zapadło kłopotliwe milczenie.
- Nie…Był kompletnie zdrowy! – warknął i pokuśtykał w stronę ekspresu do kawy. Nalewając kubek czarnego szatana, uniósł pytająco brwi, jednak onkolog zajęty lekturą odmownie potrząsnął głową.
- Jestem przeczulony, czy atmosfera się zagęszcza? – szepnął niepewnie, widząc ostre spojrzenie czekoladowych oczu.
- Sprzedałeś mieszkanie? – James zmusił się, by zapytać opanowanym głosem, jednak na jego twarzy pojawiły się oznaki strapienia. Zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu.
House przełknął ślinę, już otwierał usta, kiedy poczuł wibrację w kieszeni. Wyjął telefon i spojrzał na migający wyświetlacz (…)
Lisa ocknęła się w łóżku. Było jej zimno i miała dreszcze. Całe jej ciało pokryło się gęsią skórką. Wciąż żyła, nawet teraz gdzieś z jakiegoś odległego zakątka jej mózgu dobiegał ją śmiech i szyderczy szept : „ Nie uciekniesz. Nikt mnie nie powstrzyma”.
Leżała naga między chłodnymi prześcieradłami. Zwinęła się w kłębek, aby zatrzymać choć odrobinę ciepła. Zbierało jej się na wymioty, chciała wstać. Nie pamiętała gdzie jest, ani co się z nią dzieje. Wiedziała jedno- chciała jak najszybciej wydostać się z pułapki.
Zbierając resztki sił zrzuciła z siebie pościel. Owionęło ją chłodne nocne powietrze. Starała się dojść do tego jak znalazła się w łóżku i jak długo tutaj leży. Bezskutecznie usiłowała odczytać świecące cyferki elektornicznego zegara, powieszonego na ścianie. Drżące ze strachu palce dotknęły w ciemności czegoś co obsunęło się i spadło. Słuchawka telefonu. Starała się wymacać ją jeszcze raz. Uciekała przed nią jak wąż. Czyjeś niewidzialne palce starały się wyrwać ją jej z ręki, ale zatrzymała swoją zdobycz. Usiłowała wykręcić numer. Szło jej ciężko. Nieważne do kogo zadzwoni, najważniejsze żeby …
Niemal straciła przytomność. W końcu spadła z łóżka. Próbowała krzyknąć lecz z gardła wydobyło się jedynie zwierzęce sapanie i charczenie.
Wyjście. Musi stąd jak najszybciej wyjść.
Wyczołgać się, a nie wyjść. O chodzeniu nie mogło być nawet mowy. Miała wrażenie, że pogruchotane kości ocierają się o skórę niczym kawałki szkła w stłuczonym słoiku z marmoladą.
- Umrę – szepnęła do siebie z niezwykłą nutą rezygnacji w głosie.
Skrzywiła się, czując w ustach metaliczny, kwaśny smak. Odwróciła się i wypluła krew na białą pościel. Od uderzenia w plecy musiało pęknąć jedno z żeber, być może nawet miała przebite płuca. Nagle gdzieś z oddali rozległ się krzyk, a potem dał się słyszeć huk wyważanych drzwi. Trzech rozwścieczonych osiłków osaczyło ją wrzeszcząc i nerwowo wymachując bronią. Słyszała brzmienie słów jednak nie rozumiała ich znaczenia, błądziła myślami gdzie indziej. Oddałaby wszystko żeby tylko opuścić bezużyteczne ciało i w ten sposób uchronić się przed śmiercią i niewyobrażalnym bólem. Wiedziała, że wyrok został wydany. Podniosła głowę, by spojrzeć na krzyczących oprawców. Pełne odrazy rzucające przekleństwa twarze.
- Dziwka!- otwarta dłoń uderzyła ją prosto w twarz tak, że głowa odleciała do tyłu.
Poczuła lodowaty chłód bijący z ich zachowania i słów. Byli zimni i sztywni. To już nie byli ludzie, ale jakaś strona w zmaganiu, ściana która nagle przed nią wyrosła, lodowata góra. Byli nieugięci, kategoryczni i twardzi. Owładnięci nienawiścią i uporem skoczyli jej do gardła, syczeli z gniewu, że jest zuchwała i że nie może się to dla niej dobrze skończyć.
- Zostawcie mnie! – jęknęła i zdołała wykonać ruch dłonią w kierunku upuszczonej słuchawki. Natychmiast podskoczyli i podnieśli ją, choć broniła się kopiąc nogami czym bardziej jeszcze ich rozwścieczyła. Jeden z nich wyjął pistolet i wycelował prosto w czaszkę. Krzyknęła z bólu, więc wepchnęli jej do ust ręcznik i wtedy zamilkła, gulgocząc tylko i targając bezskuteczne ciałem.
- No to zabawimy się – wychrypiał zajadliwie najwyższy- Chłopcy – zwrócił się do pozostałych – zróbcie pani dziekan dobrze, niech i ona ma trochę radości przed śmiercią – syknął.
Dwa draby chwyciły ją za ramiona i rozłożyli jej nogi. Cuddy błagała, zaklinała na boga i wszystkich świętych by ją zabili, ale oni patrzyli na nią jak na pył który można rozetrzeć nogą . Zobaczyła przed sobą nabrzmiałą twarz z ciężkimi powiekami, które jakby z ołowiu powoli i ciężko otwierały się i zamykały jak na manekinie. Po chwili poczuła smród alkoholu i kątem oka dostrzegła rozpięty rozporek
-Tak, tak, o tak! O to chodzi, do cholery!
- Zabijesz mnie! - krzyknęła - To boli! Już dłużej nie wytrzymam!
Ale on już leżał na niej i ciężko dysząc i sapiąc wbijał się w jej wnętrze.
- Mocniej ! – poganiali go pozostali
Co robisz?- jęczała łkając, a oni odwracali na nią mroczne twarze i w milczeniu patrzyli na sapiącego kolegę , który wznosił się nad nią jak góra i wpychał się w jej brzuch. Szlochała i miotała głową na boki. Rozpacz rozrywała jej serce , kwiliła jak dziecko, a tamci po kolei ją gwałcili. A gdy ostatni podniósł się i zapiął rozporek leżała z rozwartymi udami zakrwawiona i szara. Cicho kwiliła. Zaczęła się kurczyć i obracać na bok, ale ledwie zdołała się obrócić najgrubszy podszedł i kopnął ją w brzuch.
Poczuła krew spływającą po podbródku i kapiącą na jasną pościel. Odkaszlnęła i zaraz tego pożałowała, bo zabolało ją w piersi, a w ustach pojawiło się jeszcze więcej krwi. . Miała szkliste oczy, poszarzałe policzki i łapała krótkimi, płytkimi haustami powietrze. Powoli traciła przytomność, tak jakby staczała się po szarym, śliskim zboczu w szare, śliskie wody cichego kanału. Może tak będzie lepiej - po prostu zasnąć (…)
Autor postu otrzymał pochwałę.
_________________ Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart. Wysłany:
Nie 19:56, 29 Lis 2009
O matko ! :shock:
Płakać mi się chce...
Co Ty zrobiłeś biednej Lisie ?!
Yyy... no ... nie wiem co napisać...
Powiedz, że to się nie skończy źle .... !
EDIT. Ja oczywiście nie twierdzę, że fik mi się nie podoba !
Jest cudowny ! Od początku mi się podobał i tak pewnie zostanie ;)
Nie mogę się już doczekać następnej części ! :twisted:
Ostatnio zmieniony przez Lady M dnia Pon 20:10, 30 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
_________________ Avek od anoli ! Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka 'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.' Wysłany:
Nie 20:06, 29 Lis 2009
(chociaż mam nadzieję, że Cuddy nie zostanie porzucona przed tym strasznym czymś zaczynającym się na literę P! :shock: :shock: )
Oh Jigu, miszczu zbrodni, nie obraziłabym się gdybyś napisał jakąś książkę, bo pewno pochłonęłabym ją na raz. I mimo, że robisz takie straszne rzeczy biednej Cuddy, no, ten tego... podoba mi się! Nie wiem, czy czytałam kiedykolwiek fika, w którym by doszło do takich rzeczy. Zazwyczaj Cuddy jest ratowana/zabijana od razu, a nie męczona, tak jak Ty to robisz.
Więc, drogi oryginalny i zły facetochu, czekam na dalszą część i miej na uwadze moje biedne, zranione serducho i nie zabijaj tylko jednego bohatera, dwóch będzie bardziej rohmantycznie! :mrgreen:
Jig śledzę tego fika jeszcze od tamtego forum i już się w nim totalnie pogubiłam, a czytałam go od początku całego już co najmniej 3 razy, za każdym razem pełna podziwu dla twoich zdolnści. A co do ostatniego parta, to co ty tak męczysz tą biedną Lisę, co ona ci zrobiła :twisted: :lol:
_________________
Moje siostrzyczki Nemezis i Sevir i nasza mamuta Maagda Mój prywatny, jedyny i niezastąpiony kaloryferek Alan Moja prywatna pisarka zÓych dobranocek, po których nikt nie zaśnie - Guśka Wysłany:
Pon 8:45, 30 Lis 2009
w końcu jakiś"inny" fick. Tzn. wspaniały, bo miałam okazję czytać tylko przesłodzone ficki. Ten mi się BARDZO podoba ... I taka dygrasja -
Spojler:
mam nadzieję, że Cuddy dzwoniła do House'a i mimo, że z nim nie rozmawiała, to słyszał wsztstko to, co ię tam działo xD.
Kłaniam się nisko i czekam na następną część. :wink:
_________________ I WATCH FOR CUDDY ! :serducho:
my sweet daughter - maagdaa Dumnie należę do NBA -> Nimfkowa Brygada ANTYspaniowa x D Wysłany:
Pon 17:27, 30 Lis 2009
a ja wam powiem ze mi się podoba. w końcu fik brutalny ale za to te opisy. Jigu cudowny język opisy dodają klimatu przenoszą nas wręcz do ciała biednej Cuddy . Mam nadzieję że fik nie skończy sie brutalnie ale też nie zbyt słodko i cukierkowo.
jeszcze raz fantastycznie Jigu fantastycznie !
_________________
Shee is perfect human being. Matura? #NOT MY DIVISION Wysłany:
Pon 20:02, 30 Lis 2009
Nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz. filozof Jagger Ale jak się okazuje, jeśli się czasem starasz, to dostajesz to, czego potrzebujesz. Lisa Cuddy Wysłany:
Wto 8:39, 01 Gru 2009
Warsztat pisarski masz albo dobrze wyrobiony albo to taki samorodny talent. W każdym razie - piszesz świetnie, ale też... przerażasz mnie... Gdybym nie przeczytała opisów tak makabrycznych obrazów w Twoim fiku, nigdy by mi samej do głowy nie przyszły... A od tych obrazów bardziej przerażające są złe emocje oprychów oraz ich odbiór przez Cuddy. Straszne to trochę, że w czyjejś wyobraźni coś tak przerażającego może powstać... Ale powtarzam - genialnie napisane.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz - czy ja wyłapałam błąd rzeczowy czy po prostu jakiś fragment tekstu mi umknął? Przeczytałam, że zakneblowali ją ręcznikiem, w chwilę potem Lisa krzyczała. Kiedy ją odkneblowali? Knebel po prostu zniknął?
przeczytałam to jeszcze raz. i znów mam wrażanie tak jak przy poprzedniej części że z Cuddy już koniec. ona nie może po prostu odejść. :(
_________________ .
Nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz. filozof Jagger Ale jak się okazuje, jeśli się czasem starasz, to dostajesz to, czego potrzebujesz. Lisa Cuddy Wysłany:
Wto 12:28, 01 Gru 2009
_________________ Avek od anoli ! Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka 'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.' Wysłany:
Pon 19:56, 07 Gru 2009
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach